Obserwowałem zmęczonego już jelenia. Oglądał teren dookoła, ruszając przy tym uszami. Chciał mnie usłyszeć. Chciał uciec. Poprawiłem swoje łapy, nie spuszczając go z oczu. Jego lewy bok był cały zakrwawiony, mięso powoli zaczęło już odstawać. Mruknąłem cicho do siebie, nadal czekając na odpowiedni moment. O tyle dobrze, że wiatr w końcu zmienił kierunek, lecz musiałem się streszczać, gdyż nie miałem pewności, kiedy znów zmieni swój bieg, zdradzając przy tym moją pozycję. Przeczołgałem się do przodu, przeciskając się przez o dziwo, zielone krzewy. Jeleń zastrzygł uszami i przebiegł truchtem kilka metrów przed siebie. Nie miał już siły. Jego tylne nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Położyłem uszy po sobie, kiedy znów wyczułem zapach jakiegoś wilka. Uniosłem kącik ust, ukazując przy tym kilka zębów. Nie chciałem innego towarzystwa, choć wiedziałem, że ktoś inny go wziął za swoją ofiarę. Miał jednak na tyle sił, aby zdołać uciec. Teraz jednak słabł, co wychodziło mi na rękę. Trwało to tak przez kilkadziesiąt następnych minut. Czekanie jednak mi się opłaciło. Jego zad bezwładnie upadł na biały puch, który w tamtym miejscu był już przesiąknięty jego krwią. Wierzgał jeszcze chwilę przednimi nogami, lecz kiedy tylko ujrzał mnie wyłaniającego się z ukrycia, zaprzestał tej czynności. Oddychał ciężko, lecz szybko. Obserwował mnie i moje ruchy. Kiedy przybliżyłem się do niego, położył się na bok, czekając na swoją śmierć. Nie dając mu więcej cierpienia, zatopiłem kły w jego szyi. Nawet się nie bronił. Kiedy przestał oddychać, zabrałem się za jedzenie. Wraz ze skończonym posiłkiem, ujrzałem inne wilki. Była ich trójka. Z otwartymi pyskami podeszli do mnie, warcząc.
- Ten jeleń jest nasz -wycedził pierwszy.
- To my go upolowaliśmy -dodał drugi, jeszcze bardziej strosząc swoje futro na karku.
Przekręciłem oczami i wymijając ich, odrzekłem ze spokojem.
- Jeżeli macie zamiar tak męczyć zwierzynę, lepiej, żebyście sami tak zdechli -to mówiąc, odszedłem.
Znajdywałem się poza granicami WSC, więc miałem pewność, iż te wilki nie należą do mojej, czy też sąsiedniej watahy -WWN. Myśląc o niej, przypomniałem sobie o ich przywódcy, oraz o tym, że chciał ze mną porozmawiać. Ciekawe, o czym znowu. Czyżbym znowu mu czymś podpadł? Albo znów ma dla mnie jakąś misję, pomijając oczywiście to, że nie należę do jego watahy, a do watahy Oleandra. Westchnąłem ciężko ze świstem, kręcąc przy tym głową. Lepiej, żeby ta sprawa nie była tak bezużyteczna, jak ta, którą teraz wykonuję. Mam na myśli wypatrywanie zagrożenia, ponieważ usłyszał, że jakieś wilki kręcą się w pobliżu terenów. Poprawka, są to właśnie te trzy wilki, może co najwyżej pięć, które są tu tylko przelotnie, ponieważ zostali masowo wygnani ze swojej byłej watahy. Smutny los, no ale cóż. Spojrzałem przed siebie, wsłuchując się ponownie w odgłosy natury. Ciche trele ptaków, skrzypiący pode mną śnieg czy szum niezamarzniętego jeziorka, które na swej drodze miało do pokonania niemały spad. Dzisiejszy dzień, pomimo wcześniejszego spotkania, będzie dosyć przyjemny. Zaśmiałem się na samą tę myśl. Zostawiając za sobą te myśli, wszedłem w końcu na tereny WSC. Rozejrzałem się dookoła i ruszyłem w stronę Polany Życia, gdzie miałem nadzieję spotkać kogoś znajomego. W końcu na tę bezsensowną misję, na jaką nie powiem kto mnie zesłał, straciłem kilka dni i za bardzo nie łapałem się ze spisem tutejszej ludności. Pokręciłem głową, próbując przy tym odgonić od siebie następne, przytłaczające mnie myśli. Na całą drogę z granicy do polany straciłem blisko półtorej godziny. Na miejscu stanąłem i rozejrzałem się dookoła, lecz kiedy nikogo nie zastałem, położyłem się na ośnieżonej ziemi. Byłem strasznie zmęczony, więc nawet nie wiedziałem, kiedy udało mi się przysnąć.
Zbudził mnie dziwny dźwięk. Nie otwierając oczu, wsłuchiwałem się w to, ruszając przy tym uszami. Po kilku chwilach, w końcu uniosłem ciężkie powieki, a moim oczom ukazała się jakaś postać. Była jednak jakaś inna. Nie znałem jej. Z zaciekawieniem patrzyłem na nią, powoli się zatracając. Kiedy się poruszyła, otrząsnąłem się w końcu. Szybko wstałem i już miałem ją zaatakować, kiedy ona po prostu się rozpłynęła, a ja wpadłem do jakiegoś ciemnego dołu.
Podniosłem się, dysząc przy tym głośno. Zdezorientowany obrzucałem wszystko dookoła swoim zmęczonym spojrzeniem. Wszystko jednak wyglądało normalnie.
- Sen? -powiedziałem do siebie.
Spojrzałem na swoje łapy i uśmiechnąłem się delikatnie, lecz szybko uśmieszek zszedł z mojej twarzy. Gwałtownie wstałem i spojrzałem przed siebie, gdzie stała jakaś postać. Nie mogłem jednak stwierdzić czy była to kolejna zjawa, czy już prawdziwa istota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz