niedziela, 14 stycznia 2018

Od Wrotycza - "Liga Beżowej Ziemi" cz. 2

Od mojego pierwszego spotkania z Ligą Beżowej Ziemi minęło kilka dni. Przez ten czas nie zaprzątałem sobie głowy tym tajemniczym zgromadzeniem, skupiając się na ważniejszych rzeczach, które mogły w życiu przynieść mi jakieś korzyści. Kontynuowałem mój trening pod okiem przyjaciela, Mundurka. Sumiennie ćwiczyłem każdego dnia, licząc na poprawę swoich umiejętności. Będę jeszcze szybszy, silniejszy, wytrzymalszy i zwinniejszy. Potem mogę zająć się mniej ważnymi sprawami.
Pewnego popołudnia ćwiczenia trwały nieco krócej. Jak to powiedział Mundus: "mięśnie powinny odpocząć". A ponieważ bardzo zaangażował się w mój trening, nakazał mi ponadto, abym wybrał się samotnie do lasu. Powinienem wyciszyć się, gdyż zdrowie psychiczne jest równie ważne, jak fizyczne. Z chęcią przystałem na tą propozycję, bo ostatnio coraz rzadziej miałem okazję pobyć w samotności.
Będąc już w głębi sosnowego lasu, przez dosyć długi czas w spokoju przemyśliwałem swoje życie. Czy jestem z niego zadowolony? Tak, myślę, że tak. Nigdy nie lubiłem zbyt mocno wgłębiać się w swoje myśli, wolałem pozwolić im płynąć sobie przez moją głowę i znikać gdzieś na zawsze po kilku minutach. Mundurek powtarzał mi jednak, że nasze myśli są ważne i dowiem się kim jestem dopiero wtedy, kiedy uda mi się odkryć nie tylko to co jest na powierzchni umysłu, a również cząstkę swojej podświadomości. Nie wiedziałem dokładnie o co mu chodzi. Byłem jednak przekonany, że nie jest to nic pilnego i zastanowię się nad tym w przyszłości, kiedy będę mieć więcej czasu na takie przemyślenia.
Szedłem po leśnej ściółce przykrytej cienką warstwą śniegu. Zamierzałem dojść jeszcze tylko do krańca lasu i wracać, ponieważ zdałem sobie sprawę, że zaraz zacznie robić się ciemno. Byłem trochę zmęczony dzisiejszym dniem. Przez dłuższą chwilę wlokłem się przed siebie bez żadnej szczególnie zarysowanej koncepcji.
- Witam ponownie.

Tym razem nie odpuszczę mu wyjaśnień. Powie mi wszystko, nie wiem, kiedy znowu będę miał okazję zapytać.
- Usiądźmy - podszedł do mnie i pokiwał głową - wczoraj trochę kulawo to wyszło. Tym razem jestem sam.
- Dlaczego za mną łazisz? - zapytałem nieufnie.
- Ja? Za tobą, kolego? Spotkaliśmy się przypadkiem. Ale jeśli już rozmawiamy, chcesz pewnie wiedzieć więcej o lidze?
- Oczywiście - odrzekłem krótko.
- Otóż, Liga Beżowej Ziemi to, jak już mówiłem, tajne, jeszcze niezalegalizowane zrzeszenie, do którego należą... głównie wilki z WSJ i okolic - wypowiadając ostatnie słowa przypatrzył mi się uważnie. Nie dałem po sobie poznać, jaki niepokój wywołały we mnie jego słowa - mówiąc ściślej, jesteśmy grupą powstańców, którzy walczą o powrót do starego porządku na naszej ziemi. To chwała, że ktoś z tak zacnej społeczności jak Wataha Srebrnego Chabra chce zaszczycić nas dołączeniem. Jednak nie myśl, że przez to staniesz się kimś lepszym. U nas wszyscy będą równi. Równiacy.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Jeśli dobrze zrozumiałem, mam walczyć razem z grupą obcych wilków przeciw bezprawiu, jakie sieje u nich kuzyn mojej matki. A to heca.
- U nas znajdziesz przyszłość. To my mamy teraz perspektywy. To właśnie nasze będą następne lata, powiadam ci!
- Aż tak hucznie zapowiada się wasza działalność? - zapytałem z cieniem powątpiewania w głosie.
- Możesz nie wierzyć, kolego, ale jest nas coraz więcej. Jest dobrze, a będzie lepiej.
- To brzmi zbyt błogo - mruknąłem - mów, w co chcesz mnie wciągnąć. I dlaczego właśnie mnie.
- Mogę odpowiedzieć na twoje pytania, gdyż myślę, że możemy ci zaufać - uśmiechnął się niezauważalnie - już od pewnego czasu obserwujemy ciebie i twoich rówieśników. Nie zobaczyliśmy między nimi drugiego tak silnego i wytrwałego w walce, dlatego to ty interesujesz nas najbardziej.  Zrobimy z ciebie dobrego żołnierza. Wszyscy razem stworzymy lepszą rzeczywistość, staniemy się najsilniejszą watahą na tych terenach. Oczywiście jeśli nie interesuje cię nic poza tymi błahymi, pospolitymi czynnościami, w których lubują się zazwyczaj proste wilki, nie będziemy namawiać do zasilenia rodzącej się właśnie nowej potęgi - powiedział zupełnie wprost - jeśli jednak się zdecydujesz, a nie wątpię w twój rozsądek, będziemy czekać na ciebie jutro na wschodzie, na Stepach waszej watahy - powiedział zbierając się do odejścia.
- Kiedy? Rano, wieczorem? - zapytałem pośpiesznie.
- Przyjdź w porze, która najbardziej ci odpowiada - odrzekł tylko, po czym szybkim krokiem wsunął się gdzieś pomiędzy krzaki jałowca i zniknął pomiędzy drzewami w oddali.
Jeszcze przez chwilę siedziałem w jednym miejscu, próbując pozbierać myśli. Nie musiałem podejmować decyzji, wiedziałem już, co z tym zrobię.

   C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz