- To co dzisiaj robimy? - wypadłem jak burza z jaskini, gotowy do dalszego wysiłku. Jak najwięcej, jak najwięcej! Takiej motywacji to chyba nigdy nie miałem.
- Cóż ci się tak śpieszy? - zapytał Mundurek, nie wyglądał jednak na zbytnio zdziwionego.
- Wiesz, mam wrażenie - zastanowiłem się - że to taka bardzo osobista kwestia.
- No nie żartuj, mały przyjacielu - uśmiechnął się ptak - mi nie powiesz? Chyba ważne by nauczyciel wiedział, dlaczego uczeń chce się uczyć?
- Taaak, pewnie - zmarszczyłem brwi.
- Zatem?
- Zatem Kuraha wrzucił mnie do bagna.
- Tak zrobił, powiadasz? - w oczach przyjaciela zobaczyłem coś pomiędzy niedowierzaniem, a politowaniem. Zirytowało mnie to. O cóż mu chodzi?
- Co? - zdziwiłem się.
- Sam rozumiesz, wydaje mi się, że to nie Kuraha zaczął to zabawne spięcie...
- Skąd ty o tym wiesz? - warknąłem i naburmuszyłem się do reszty.
- Za to mi płacą - zaśmiał się pod nosem.
Trening nie był specjalnie długi, jednak naprawdę wyczerpujący. Głównie bieganie, nagłe zwroty i skręty, sunięcie biegiem pomiędzy przeszkodami i slalom. A był to iście piekielny slalom, gdyż mój najlepszy w świecie nauczyciel znów zmniejszył odległość między tyczkami, tym razem dwukrotnie.
Pod koniec dnia byłem zupełnie wykończony. Jednak gdy kładłem się spać, choć powieki same mi się sklejały, pomyślałem jeszcze raz o incydencie sprzed dwóch czy trzech dni. Nigdy nie ćwiczyłem by wygrać w walce, a już na pewno nie w konkretnej walce. Dziś z przykrością muszę stwierdzić, że coś takiego właśnie ma miejsce.
Ma miejsce? No i dobrze. Na szczęście nikt nie ma jeszcze dostępu przynajmniej do moich myśli i nigdy się o tym nie dowie. A Mundurek? Eee, przecież nie powie nikomu o moich refleksjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz