wtorek, 16 stycznia 2018

Od Wrotycza - 2 trening zwinności i szybkości

- Wpierw trochę teorii na temat dzisiejszego treningu: poprzez ćwiczenia zwinnościowe poprawisz kondycję swoich mięśni, dzięki czemu będą w stanie nieco szybciej się kurczyć. A więc będziesz mieć możliwość również szybciej biegać. Jak to wszystko się ładnie zazębia, prawda? - uśmiechnął się mój nauczyciel.
- Oczywiście - przytaknąłem. Nie jestem pewien, czy wszystko zrozumiałem, ale idea bardzo zacna. Udaliśmy się na Polanę Życia i rozpoczęliśmy lekcję.
Z początku nie było nawet specjalnie trudno. Jakieś ćwiczenia rozciągające, jakieś podskoki i wolny truchcik wokół łąki. Dopiero po godzinie przeszliśmy do znacznie trudniejszych rzeczy.
- Co robisz? - zapytałem z ciekawością, podchodząc do mojego nauczyciela, który wbijał w ziemię długie patyki, jeden za drugim, mniej więcej co metr.
- Będziesz musiał przejść jak najszybciej pomiędzy każdym z tych patyków. Raz z jednej, raz z drugiej strony. Zacznij z prawej - wskazał, po czym usiadł na ziemi kilka metrów od rozstawionych tyczek.
Przez pewien czas dzielnie pokonywałem ów slalom. Po godzinie jednak miałem go już kompletnie dość, tym bardziej, że Mundurek po jakimś czasie zmniejszył odległość między tyczkami. Co prawda nieznacznie, ale z każdą chwilą to ćwiczenie wydawało mi się trudniejsze. Nie powiedziałem jednak ani słowa, wiedziałem, że mój przyjaciel zna się na tym lepiej niż ja i nie robi niczego, co mogłoby mi zaszkodzić. Wreszcie nastąpił upragniony koniec. Przeszliśmy do kolejnego ćwiczenia. Bieganie  szybkim tempem na długi dystans. Nie ma co o tym opowiadać, po prostu szybko biegłem. Przez  dwie godziny bez przerwy. Czasami tylko nieznacznie zwalniałem tempo. Mundurek uznał że po treningu, który trwał praktycznie całe moje świadome życie jestem już gotowy na taki wysiłek. Gdy skończyliśmy z bieganiem na dziś, byłem już bardzo zmęczony. Minęła jednak dopiero połowa dnia, trzeba było jeszcze coś wymyślić.
- Lekkie treningi trwające trzy czy cztery godziny, jak pewnie zauważyłeś już jakiś czas temu, ustąpiły miejsca takim poważnym, z prawdziwego zdarzenia - wytłumaczył ptak - gdybyś kiedyś był zmuszony przez okoliczności do ciężkiego, całodniowego wysiłku, musimy cię do tego przygotować. Wtedy będziesz jak ten... przodownik pracy. Albo inny kozak.
- Tak mówisz? - oczyma wyobraźni już widziałem podobną sytuację, w której wymiękają wszyscy oprócz mnie. To było takie... nierealne.
- Oczywiście. Teraz, mój przyjacielu, będziesz się czołgać.
- Czołgać się? - ze zdziwieniem uniosłem brwi.
- Tak. Na mięśnie nóg i brzucha.
Nie wiem, czy warto opisywać te męki. Przeczołganie się przez całą Polanę Życia, jak ona długa i szeroka, delikatnie powiedziawszy nie należało do przyjemności. Mundurek ostrzegł mnie, że będziemy to jeszcze ćwiczyć, bo to co zrobiłem przed chwilą, niebezpiecznie przypominało astazję. Cokolwiek by to nie znaczyło.
Potem był jeszcze jeden bieg, aż w końcu kilka prostszych ćwiczeń związanych głównie z poprawą zmysłu równowagi na zakończenie.
Zmordowany jak nieboskie stworzenie opadłem na posłanie. To było to, czego mi trzeba. Cały dzień najbardziej męczącego treningu na jaki mnie stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz