Kolejny dzień. Kolejny dzień tej chwalebnej męki. Niesamowite. Jeszcze w ogóle daję radę? Naprawdę?
Od dzisiaj Mundurek ma kierować mnie na głębokie wody nauki w celu poprawienia zwinności i skrętności. Nie wiem nawet, czy to się tak nazywa.
Dziś mamy też dokończyć sprawdzian, którego sporą część przeprowadziliśmy wczoraj. W tym celu udaliśmy się na Polanę Życia.
- Dobrze zatem. Zaczynamy od egzaminu szybkościowego. Biegnij przez czterdzieści metrów. To tak, jak do... - zrobił kilka kroków i stanął pod jakimś drzewem - jak stąd do tamtego świerka - wskazał skrzydłem rosnące nieco dalej drzewo - idź tam i biegnij. Będę liczył czas.
Egzamin wyszedł bardzo zacnie, potrafiłem szybko rozpędzić się i zachować dobre tempo. Nawet ja byłem w zupełności zadowolony z postępów i postanowiłem na razie dać spokój treningom szybkościowym.
Trzeba było jednak wykonać jeszcze tą najbardziej entuzjastyczną część roboty. Egzamin na wytrzymałość. Na czym polegał? No cóż, Mundurek po prostu wykopał sobie w śniegu jakąś wygodną dziurę, w której ułożył się jak w norze i kazał mi biegać dobrym tempem dookoła Polany Życia. Co jakiś czas pośpieszał mnie, uważnie śledząc uważnie moje ruchy.
Zajęło to ponad trzy godziny, sam siebie nie podejrzewałbym o taką wytrwałość. W końcu odmówiłem dalszej współpracy, czując, że moje nogi nie pobiegną dalej. W zasadzie nie byłem pewien czy dalej pójdą. Ptak zerknął wtedy w jakiś dziwny mechanizm zbudowany z kilku gałęzi i drobnych kamyków ułożonych w szeregu i wyliczył:
- Trzy godziny i około dwadzieścia pięć minut. Brawo, ładnie ci poszło.
Koniec na dziś. Tan sprawdzian był aż nadto wystarczającym treningiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz