Piękny, zimowy dzień. Brak jakiegokolwiek pomysłu na ten dzień.
Przez dłuższą chwilę wałęsałem się pomiędzy strzelistymi sosnami, po czym zupełnie nieświadomie skierowałem swoje kroki ku zachodniej granicy WSC. Nie myślałem nad celem mojego spaceru, po prostu powoli szedłem przed siebie. Dopiero niecały kilometr od granicy z WSJ zwróciłem uwagę na to, gdzie jestem. Chyba pora cofnąć się do swojego lasu. Zawróciłem więc, trochę szybciej przemierzając drogę powrotną.
Nagle coś niepokojącego dotarło do moich nozdrzy. Stanąłem na chwilę, chcąc być jak najciszej i głębiej wciągnąłem powietrze. Obcy zapach. Obce wilki. Są tutaj lub były chwilę temu. Rozejrzałem się, jeżąc sierść na grzbiecie. Nie powiem, strach nie był dla mnie obcym uczuciem. Ale nie można przecież poddać się temu strachowi.
Przez dłuższą chwilę wałęsałem się pomiędzy strzelistymi sosnami, po czym zupełnie nieświadomie skierowałem swoje kroki ku zachodniej granicy WSC. Nie myślałem nad celem mojego spaceru, po prostu powoli szedłem przed siebie. Dopiero niecały kilometr od granicy z WSJ zwróciłem uwagę na to, gdzie jestem. Chyba pora cofnąć się do swojego lasu. Zawróciłem więc, trochę szybciej przemierzając drogę powrotną.
Nagle coś niepokojącego dotarło do moich nozdrzy. Stanąłem na chwilę, chcąc być jak najciszej i głębiej wciągnąłem powietrze. Obcy zapach. Obce wilki. Są tutaj lub były chwilę temu. Rozejrzałem się, jeżąc sierść na grzbiecie. Nie powiem, strach nie był dla mnie obcym uczuciem. Ale nie można przecież poddać się temu strachowi.
- O, kogóż to moje oczęta widzą? - drgnąłem. Głos dochodził zza pobliskich drzew, rosnących dokładnie naprzeciw mnie. Siląc się na opanowanie w głosie, zapytałem:
- A kto mówi? Wyjdź, chcę cię zobaczyć. Nie przypominam sobie, byśmy już kiedyś się spotkali - wyszło nieźle. W tej wypowiedzi chyba nie dało się wyczuć niepewności.
- O, pięknie, pięknie - ktoś próbował mnie okrążyć. Głos obchodził mnie z lewej, w odległości zaledwie kilku metrów - cóż za bystre słowa.
- To nieważne. Wyjdź, nie lubię takich zgadywanek - odrzekłem ostro, czekając na pojawienie się potencjalnego przeciwnika.
- Dobrze, jak sobie życzysz - mruknął głos. W tej właśnie chwili dojrzałem między sosnami trochę starszego ode mnie wilka, idącego w moją stronę z lekkim uśmiechem na pysku.
- Kim więc jesteś? - nie czekając na nic, jako pierwszy zacząłem pewnie - czy my się znamy, bo wybacz - zaśmiałem się nerwowo - chyba mnie to ominęło.
- Nie, nie znamy się, kolego - basior lekko zniżył głowę - czas to nadrobić. Wydajesz mi się rozsądny...
- Chyba zawiodę cię pod tym względem - przerwałem.
- Nie sądzę. Zresztą, nie musisz być nawet rozsądny. Przede wszystkim widzę w tobie świetny materiał na równiaka.
- Jaśniej? - demonstracyjnie zmarszczyłem jedną brew.
- Co powiesz na dołączenie do nas? - zapytał znienacka basiorek - zresztą, twoje zdanie już teraz i tak nie bardzo ma znacznie - w tym momencie z lasu wyszło kilka innych wilków w podobnym wieku, nieco starszych ode mnie i moich przyjaciół, lecz jeszcze nie dorosłych.
- Co to za zgrupowanie? - czując, że zapowiada się długa rozmowa, usiadłem na ziemi. Pozostali podejrzanie jednocześnie zrobili to samo.
- Powiedzmy, że jeszcze niezalegalizowany... niesformalizowany zastęp.
- Zastęp? - uniosłem brwi, lekko opuszczając pysk. Ni chu chu nie rozumiałem.
- Towarzystwo. Bojówka. Mów na to jak chcesz. Od dziś jesteś jednym z nas - uśmiechnął się, jakby czekając na moją reakcję.
- Trochę to wszystko niezorganizowane - zacząłem wolno, nie mogąc ukryć zdziwienia - jeśli ot tak przyjmujecie do swojej ekipy pierwszego lepszego typa.
- Zatem pokaż nam, że jesteś odpowiedni - przerwał głośno. Bez dwóch zdań ucieszyły go moje słowa. Skinął głową, na co spomiędzy jego kompanów wyszedł inny, nieco większy ode mnie basior - pokonasz go.
- Chwileczkę, czy ja zapisywałem się na walkę, bo nie jestem pewien - zmrużyłem oczy, czując, że sytuacja coraz bardziej niebezpieczna.
- Och, z tego co wiem, takie odmawianie nie leży w twojej naturze - wyszczerzył się złośliwie mój rozmówca - no, walczcie - zakomenderował. Po grzbiecie przeszły mi ciarki. Nie leży w mojej naturze? Skąd on może to wiedzieć? Skąd...?
Tymczasem przeciwnik podszedł do mnie. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie trochę ociężałego. Na pewno miał stosunkowo słabą równowagę, prawie niewidocznie kołysał się przy chodzeniu. Kiedyś to minie, byłem pewny. Dlaczego? Chyba kiwa się tak delikatnie przez brzuch. Ma jeszcze słabe mięśnie brzucha, oto jest szczęśliwy dla mnie przypadek. Kiedyś to minie, ale dziś zwycięstwo mam w kieszeni. Ostrzegawczo lecz nieśpiesznie odsłoniłem kły. Wilczek podszedł do mnie bardzo blisko, rozważałem cofnięcie się, odrzuciłem jednak tą możliwość. Cofam się, znaczy jestem słabszy. A ja jestem silny. Na pewno silniejszy od niego! Najlepiej będzie zatem jakoś sprawnie go wyminąć. Z prawej strony, będę mieć wtedy świetne pole do manewru szczęką.
Tak jest. Gdy tylko zbliżył się na odpowiednią odległość (swoją drogą, beznadziejnie nie zaatakował od razu, po prostu podszedł i się zastanawiał. Naiwniak), ominąłem go szybkim, zwinnym ruchem i przy okazji popchnąłem lewym bokiem. Zachwiał się, próbując równocześnie utrzymać równowagę, okiełznać swój duży brzuch i ugryźć mnie w kręgosłup. Byłem szybszy. Najpierw capnąłem go w bok, a gdy skręcił się aby złapać mnie za ucho, odsunąłem się prędko i popchnąłem go z całej siły, aby przewrócił się na ziemię. Za pierwszym razem się nie udało, jedynie przysiadł na tylnych łapach i zaczął mnie gryźć. Nie szkodzi, próbowałem dalej.
Walka nie trwała długo i nie była zbyt zacięta. U mnie skończyło się na kilku zadrapaniach, u niego na przyzwoitym ugryzieniu na brzuchu. Smakował tłuszczem. Oblizałem wargi ze śladów krwi i popatrzyłem wyczekująco na poprzedniego wilka, gdy przeciwnik skapitulował.
- Szczerze powiedziawszy, nie była to zbyt trudna walka - kiwnął głową - ale ładnie, oczywiście - przytaknął z pewną dozą obojętności - będziesz w tym dobry.
- To wiem i sam - mruknąłem bezemocjonalnie - opowiedz mi raczej o tej waszej drużynie.
- Naszej, przyjacielu - uśmiechnął się przebiegle - jesteśmy grupą, o której nikt nie może się dowiedzieć. Nikt spoza naszego towarzystwa. Ty też nikomu o niej nie powiesz - zmarszczył brwi.
- Nie powiem - przytaknąłem poważnie.
- Wiem - odpowiedział chmurnie, przeszywając mnie mało przyjemnym spojrzeniem. Westchnąłem cicho - wiesz ty, o co walczymy? - zapytał.
- Niby skąd? - z niedowierzaniem pokręciłem głową. Basior znów uśmiechnął się z satysfakcją.
- Masz teraz silnych przyjaciół, kolego - powiedział wstając - żegnamy się. Pamiętaj, Liga Beżowej Ziemi patrzy i widzi. Niedługo znów się spotkamy... - ostatni raz wyszczerzył się w podejrzanym uśmiechu, odwrócił się i odszedł razem z pozostałymi wilkami. Dziwne spotkanie. Nic z tego co wydarzyło się tego dnia nie miało dla mnie sensu. Jaka liga? Beżowej ziemi? Beżowych... jak ten kawowy kolor? Spoko, może być.
Wzruszyłem ramionami, przyrzekając sobie jednocześnie, że niebawem dowiem się czegoś więcej o tym zjawisku. Ciekawie zapowiadają się moje dalsze losy, nie ma co.
C. D. N.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz