środa, 17 stycznia 2018

Od Wrotycza - 7 trening zwinności i szybkości

Ten dzień miał zwiastować jakiś przełom. Koniec czegoś i zarazem piękny początek trochę piękniejszej rzeczywistości. Byłem gotowy na sprawdzian z umiejętności jakie zdobyłem podczas szkolenia, który miał jednoznacznie określić, że stałem się naprawdę dobry w tym co robię. Mundurek powiedział mi, że zrobiłem ogromne postępy i gdyby nie fakt, że byłem dosyć dobrze zbudowany i od samego początku miałem, w porównaniu do moich przyjaciół, duże możliwości, mógłby rzec, że nie jestem już tym samym wilkiem. Był w tym oczywiście naprawdę głęboko ukryty przytyk znaczący mniej więcej: "nie wiem z jakiej racji wciąż ćwiczysz, jeśli chodzi ci tylko o jedną walkę, którą i tak wygrasz".
Poczułem się dotknięty tym stwierdzeniem, ale życie nie składa się przecież z samych złotych interesów. Zresztą Mundus na pewno wie, że cały czas, od początku do końca wszystkich serii treningów ćwiczę głównie po to, by zachować tężyznę fizyczną. Choć chwilami ja sam przestawałem w to wierzyć...
Pierwszym zadaniem było pływanie. To samo, co robiliśmy już od bardzo dawna, pływanie na czas, nurkowanie, skręcanie i zawracanie pod wodą. Łatwizna. Przy okazji rozciągnąłem stawy i przygotowałem mięśnie do większego wysiłku, jaki bez wątpienia mnie czekał.
Następnie szybko przenieśliśmy się na łąkę nad rzeką. Tam zobaczyłem mój ulubiony gałganek, który miałem teraz wyszarpywać węzła zawiązanego na drzewie. Na samą myśl o tym poczułem przyjemne ciepło i jakoś podświadomie zamachałem ogonem. To zadanie nie trwało długo, bym nie odczuł go zbyt mocno i miał wystarczająco dużo siły na dalsze aktywności. Mundurek obserwował całokształt i moją technikę, jak sprężyste i o ile mocniejsze stały się moje ruchy, jak mocno trzymałem materiał w pysku i czy pomagałem sobie całym ciałem. To również poszło mi wyśmienicie, chyba nawet lepiej niż pływanie.
Następnym co miałem zrobić, były różnorakie ćwiczenia zwinnościowe. Z nimi nie poradziłem sobie aż tak wyśmienicie, chociaż bez wątpienia zrobiłem duże postępy. Mundurek stwierdził, że tym jeszcze się zajmiemy i właśnie na ulepszaniu zwinności będzie opierał się nasz następny trening.
Ostatni sprawdzian, sprawdzian z biegania, musieliśmy przełożyć na jutro, bo byłem już trochę zmęczony, a sprawdzian miał zbadać moje umiejętności tylko w bardzo dobrej formie.
Tak, czy inaczej, powtórzyłem sobie wszystko co robiliśmy przez te dni. Okazało się, że nie tylko wzmocniłem swoje mięśnie i poprawiłem ogólne walory swego ciała, ale też wyćwiczyłem reakcje w kilku konkretnych sytuacjach, za co niewyobrażalnie wdzięczny byłem mojemu nauczycielowi. Stałem się więc dużo lepszy w pływaniu, szarpaniu, pokonywaniu slalomu i innych przeszkód, aż w końcu trochę podniosła się moja umiejętność i wola walki. O tak, o to mniej więcej chodziło.

Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz