Wrotycz nie wrócił tego wieczora, ani następnego dnia. Rodzice byli zaniepokojeni, nie wiedzieli co się działo z ich synem. Ojciec i matka wzajemnie się uspokajali, natomiast ja czułam, że jego nieobecność jest spowodowana ostatnimi zdarzeniami. Ci jego koledzy raczej nie byli ucieszeni co zrobił Goth dwóm z nich. Kolejnego wieczora odeszłam od rodziców.
-Poszukam go na własną łapę- powiedziałam zza ramienia do nich. Nie sprzeciwiali się, czuli powagę ode mnie.
-Uważaj na siebie skarbie- powiedziała cicho mama. Pozwoliłam sobie na uspokajający uśmiech do niej.
-Poradzę sobie.
"Co innego inni."- pomyślałam sobie wychodząc po zmroku z domowego ciepła.
"Wyczuwam, że ktoś dziś pozna gniew mojej Pally." Śmiech Goth'a wręcz rozbrzmiał mi w głowie.
"Gothy, zastrzegam tylko jedno. Chcę to zrobić sama."
"Z chęcią popatrzę jak ich niszczysz."
"Możesz mi wskazać kierunek gdzie Oni są? Wyczuwam, że Wrotycz jest w sporych tarapatach."
"Zasłużył sobie na to, skoro nie posłuchał mojej narzeczonej."
-Gothy...- odezwałam się cicho ale w ten sposób, jak uwielbiał. Zaraz poczułam jak demon nakierowuje mnie do pójścia. Byłam mu wdzięczna za o, że pomagał mi po odpowiednich prośbach. Jednak wiedziałam, że robi to głównie w celu bym zakochała się w nim jak najszybciej. Teraz jednak liczyło się odnalezienie brata. Oby był cały i zdrów. Znalazłam się na obrzeżach jakiejś sporej polany, to była niemal porządna otwarta przestrzeń. Nie wychodziłam jednak z cienia ale za to zdecydowałam się na radykalny krok. To nie jest WSC i WWN oraz WSJ tylko pustka. W tym przypadku mogłam na spokojnie wywołać jedną falę dźwiękową. Uderzyłam jedną łapą przednią o grunt i zaraz poczułam jak niewidoczna gołym okiem fala rozsiewa się po tym terenie, w dali rozległo się poruszenie. Tam są. Już tu biegną bo atak. Parami wybiegali na środek pola, kolejno z naprzeciwka. Wkrótce na samym przodzie wyszedł czujny basior, czyżby przywódca? Nigdzie nie widziałam za to brata. W końcu ten na przodzie odezwał się głośno.
-Kimkolwiek jesteście, macie wyjść! Jeśli chcecie walki to będziecie ją mieli!-
Warknął dodatkowo na ostrzeżenie by chyba dodać mocy swoim słowom. Roześmiałam się na te słowa i spokojnym krokiem wyszłam z mroku ku grupie. Kilkoro z nich na mój widok wrzasnęło cofając się do tyłu. Domniemany przywódca zamrugał zaskoczony, że przed sobą mają tylko jedną waderę po czym zaraz przybrał wyraz furii.
-Więc ty musisz być tą całą siostrą tego zdrajcy, co?
-Gdzie jest mój brat?- Zapytałam totalnie ignorując jego tekst. Zjeżył się i wykonał jeden krok nim dwójka innych basiorów przerażona zasłoniła mu drogę do mnie.
-Ardyt, nie rób tego! Nie wiemy do czego jest zdolna! Nie widziałeś co ona zrobiła Arelowi i Merowi!- Zaczął szybko spanikowany basior.
-Ona wtedy nawet nie kiwnęła palcem!- Dodał przerażony drugi. Żałosne, boją się jak najtchórzliwsze szczeniaki. Ten odepchnął ich ze swojej drogi.
-Z drogi miernoty... Ty! Czego chcesz od Ligi Beżowej Ziemi?!- Ponownie zwrócił się do mnie.
-Mówiłam. Gdzie jest Wrotycz?- Zapytała dobitnie. Tamten się roześmiał.
-Wróg przyszedł po zdrajcę! Słyszycie to?!- Roześmiał się tylko on, reszta milczała z przerażonym wzrokiem utkwionym we mnie. Zaraz jednak ucichł.- Skoro tak bardzo chcesz zobaczyć tego zdrajcę, to przyprowadźcie go!- Rzucił do tej dwójki z przed chwili, gdzie oni ochoczo uciekli. W czasie oczekiwania znowu odezwał się z wyższością w głosie.- Więc niby to ty zabiłaś z łatwością dwóch z naszych? Brednie! Wy, wadery naprawdę jesteście jakieś durne.
Zaśmiałam się na te słowa.
-Och, tak właściwie to nie ja ich zabiłam- powiedziałam beztrosko.- Tylko mój przyjaciel. Mamy zupełnie inne żywioły... Śmierć z mojej łapy wyglądałby zdecydowanie inaczej- dodałam ostrzegawczo. Po chwili, która trwała raptem kilka sekund pojawił się Wrotycz, został popchnięty do tego Ardyta. Zaalarmowały mnie ślady na jego ciele.
-Palette- powiedział niezbyt głośno.
-Widzisz do czego doprowadziłeś zdrajco? Morderczyni znalazła nas- po czym splunął obok głowy Wrotka.
-Co mu zrobiliście?- Zapytałam jeszcze spokojnie ale głos zaczął mi wibrować od złości. Ardyt spojrzał znowu z wyższością.
-To i tak łagodna kara za zdradę. No dalej, idź do tej swojej siostry- warknął do brat, który kulejąc szedł ku mnie.- Dumny jesteś? Patologia, nie rodzina.
Kiedy znalazł się przede mną, unikał mojego wzroku. Nie zdążył jednak ukryć paru siniaków.
-Mówiłam, żebyś mądrzej wybierał sojuszników- mruknęłam.
-I co niby mi i nam zrobisz? Może jeszcze będziesz go bronić, że jest świętoszkiem?!
-Wręcz przeciwnie- podniosłam wzrok na tego nabuzowanego basiora, czułam jak brat zniża pysk ku ziemi.- Każdy popełnia błędy. Wrotycz nie jest tu wyjątkiem. A chyba wszyscy wiemy, że za błędy się płaci. On już chyba wystarczająco na dziś dostał kary... Ale za to ja- dodałam robiąc krok ku im. Napotkałam wzrok brata wyrażający sprzeciw ale odbiłam go oschłym spojrzeniem. Minęłam go. Nikomu nie pozwolę skrzywdzić mojego brata, nawet jak jest bałwanem.- Nie jestem zadowolona z widoku stanu brata. Kto jest na tyle odważny by wyjść mi naprzeciw?
-Żarty sobie stroisz- splunął ponownie Ardyt wychodząc przy tym ku mnie. Och jak miło. Odwdzięczę się za to, co zgotowali Wrotkowi.- Więc niby jak zamierzasz pokonać wielkiego Ardyta?
-Swoimi własnymi mocami- wzruszyłam ramionami. Zlustrowałam go- i widzę, że to nie zajmie mi długo.
-Ty mała...- zamachnął się by mnie uderzyć ale nie zdążył.
Jeden z ogonów natychmiast się wydłużył i oplótł się wokół łapy tego kretyna, nie pozwalając mu się ruszyć. Nieźle się zdziwił na widok, że to tylko ogon go trzyma w tym stalowym uścisku. Zaraz pstryknęłam palcami i pod nim wystrzeliła w niego niewielka fala dźwiękowa posyłając go w drzewo kawałek dalej. Podniósł się zaraz i znowu chciał ruszyć ku mnie, jednak zamiast tego spotkał się twarzą z oporem w postaci niewidocznej ściany, która go dodatkowo odepchnęła hukiem, z powrotem w drzewo. Jako wisienka na torcie, posłałam mu falę takiego dźwięku, przez który zawył z bólu i opadł na ziemię. Pokonamy w mniej niż minutę.
Podeszłam do niego bliżej, reszta wilków nawet nie próbowała wejść mi w paradę, rozstępowali się jak jeden mąż. Przynajmniej ci mieli trochę oleju w głowie. Stanęłam nad sponiewieranym basiorem, który nie miał szans z waderą. Jego wzrok powrócił wkrótce, na chwilę spanikował na mój widok lecz zaraz przybrał, dumny wyraz, co się koligowało z jego fizycznym stanem.
-Potężna jesteś. Nie możesz być wrogiem Ligi. Musisz do nas dołączyć!
-Ach tak?- Uniosłam jedna brew w geście zdziwienia.
-Tak. Z twoją pomocą osiągnięcie naszych celów to bułka z masłem- zapewnił mnie gorąco z trudem wstając.
-Tch. Nie dołączyłabym do tak marnej organizacji i słabych wilków. Poza tym, działam wyłącznie solo- warknęłam głośno.
-Mów sobie co chcesz ale zrobię wszystko, żebyś była po naszej stronie.
-Lepiej zacznij myśleć zanim coś powiesz, bo to jest żałosne- przewróciłam oczyma zawracając do brata, który w szoku oglądał tą krótką walkę. No tak, pierwszy raz widział moje moce. Na odchodne dodałam jeszcze do wszystkich- jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczę, że zrobiliście coś Wrotyczowi, pojawię się znowu i już nie będę taka miłosierna. Wyrażam się jasno?!- Odwróciłam się i tam zastałam tylko basiorów, którzy w panice pokiwali głową.- Dobrze zatem. Żegnam.
Bez słowa sprzeciwu z ich strony odeszłam już z bratem. Nie rozmawialiśmy po drodze, dopiero nieopodal terenów watahy zatrzymałam nas i wskazałam bratu strumyk.
-To co dla mnie zrobiłaś...- zaczął ale mu przerwałam. Znowu.
-Pośpiesz się. Rodzice się zamartwiają.
Niezauważalnie kiwnął głową i zaczął obmywać się z brudu. Gdy wyszedł z wody, podeszłam do niego i szybkim ruchem opatrzyłam jedną ranę na grzbiecie. Gdy to było gotowe, dodałam:
-Wersja jest taka, że podczas polowania wyrżnąłeś ze skarpy w krzaki wpadając na ostry kamień, który cię poranił na grzbiecie. Znalazłam cię na chwilę po wydostaniu się z tego...
-Dobra- mruknął.
-A, i Wrotycz.
- Tak?
-Za swoje błędy trzeba płacić, miej to na uwadzę- przypomniałam mu nie patrząc już na niego.
< Wrotycz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz