Zacznij trenować, mówili. Będzie fajnie, mówili. To było zdecydowanie największe kłamstwo mojego, kończącego się już, dzieciństwa. Nawet Shino miał już dość. Nie wymyślił nic dziwnego od dłuższego czasu i zaczynałem się powoli martwić. A może szykował coś tak potwornego, że sam nie był jeszcze pewien czy chce wprowadzić swój diaboliczny plan w życie?
Myślenie zajęło mi większą część dnia. Lis po prostu się nie zjawił. Wymyślałem co gorsze scenariusze. Co jeśli inne rude lisy postanowiły się zemścić, po naszej ostatniej akcji? Albo spadła na niego gałąź?
Nie mogłem dalej siedzieć bezczynnie! Postanowiłem go poszukać. Biegałem po terenach watahy z nosem przy ziemi, próbując oszukać mój umysł. Może jeśli uwierzę, że mój zmysł węchu działa...
Całe szczęście, Shino był sprytnym stworzeniem i używał magii, najwyraźniej licząc, że go znajdę. I bardzo dobrze zrobił, bo gdyby nie to, nie znalazł bym tej dziury przez kolejny tydzień. Jakiej dziury? Już wyjaśniam.
Znalazłem lisa w dziurze. Nie była bardzo szeroka, ale za to niesamowicie głęboka. Jedynym co powstrzymywało mnie przed wybuchnięciem śmiechem, był morderczy wzrok towarzysza.
- Długo tu siedzisz? - zapytałem z najbardziej poważną miną, na jaką było mnie stać.
- Skądże, tylko od samiuśkiego rana - burknął. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, moje trenowanie skończyłoby się wtedy na zawsze.
- Pewnie chciałbyś, żeby cię wyciągnąć, co? - Przekrzywiłem lekko głowę w udawanym zamyśleniu. - Poszukam jakiejś gałęzi czy coś - dodałem, zanim zdążył na mnie nakrzyczeć.
Idealny kawałek drewna znalazłem po dłuższych poszukiwaniach. Wcale nie przedłużałem tej czynności, by nacieszyć się nieszczęściem Shino. Wcale.
Wyciągnięcie go wymagało sporo wysiłku, ale przecież byliśmy idealnie zgranym zespołem. Gdy w końcu stanął obok mnie, potargany i nieco brudny, nie mogłem już powstrzymać śmiechu. Mścił się za to niesamowicie przez resztę dnia, ale chyba było warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz