Podczas gdy Kama zaczęła cucić brata by wrócił do rzeczywistości i do nas, Wrotek wpadł na "genialny" pomysł. Żeby wybrać się na zakazane dla szczeniąt tereny. Kuraha spojrzał na niego jak na kogoś niespełna rozumu.
-Skryty Las? Czyś ty do reszty zgłupiał?- Zapytał się mój kolega. Aż przysiadłam, braciszku, serio? SERIO?
-Wrotek, przykro mi ale on ma rację. Nie bez powodu nie mamy prawa tam chodzić- odezwała się Kama zaraz po tym, jak Zawiś patrzył już normalnie, wyraźnie kalkulując dotychczasowe kwestie wypowiedziane.
-Jesteście cykory!- Powiedział z tryumfem braciszek. Pozostałym opadły szczęki na ziemię.
-Palette, weź coś zrób- zaczęła błagać cicho Kama.- On chyba tylko ciebie posłucha.
Westchnęłam zrezygnowana.
-Wrotek- zaczęłam na co skupił swoją uwagę na mnie.- Oni mają rację. Jak dorośli coś nam zabraniają to mają ważne powody. Poza tym możemy bawić się inaczej- dodałam po namyśle w celu odciągnięcia go od tego pomysłu. Zamiast zgody, on wyjątkowo zgłupiał na moje słowa.
-I ty siostrzyczko przeciw mnie?- Odezwał się smutno. Przekręciłam głową na znak protestu.
-Nie ale to byłaby czysta głupota zapuszczać się tam. Wiesz jak rodzice będą źli, że ich nie posłuchano?
-Mówisz tak, bo bronisz bojdup.
-To się nazywa trzeźwe i obiektywne myślenie- podsumowałam. On wstał wzdychając.
-Skoro tchórzycie, to sobie tu zostańcie. Ja jako ten odważny idę pokazać wam, że Skryty Las to zwykła bujda.- To powiedziawszy pobiegł ku celowi. Jego upór był godny podziwu. Zamiast jednak zostać, polecieliśmy i nawoływaliśmy go do powrotu. Nie słuchał, przyśpieszał biegu. Już wkrótce stanęliśmy na skraju zakazanego miejsca. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Zdecydowaliśmy się wejść i chodzić grupowo ale z chwilą przejścia zaledwie kilku metrów, otoczyła nas niezwykle gęsta mgła przez co zostaliśmy rozdzieleni. W oddali usłyszałam jakby krzyk brata, natychmiast chciałam iść do niego ale krzyk wydawał się rozchodzić wokół mnie, nie z jednego miejsca. Nerwowo przełknęłam ślinę i wolno idąc z obawy o przeszkody nawoływałam go. Z każdym krokiem coraz bardziej lodowate podmuchy muskały mi kark, słyszałam nieznane mi dotąd śmiechy. Rodzice wspomnieli raz, że to miejsce ponoć urzeczywistnia najgorsze koszmary każdego, każdy tutaj zostanie zniszczony. Mgła nagle nie dała mi przejścia, zablokowała mi każdą drogę. Zaczynałam bać się coraz bardziej... Nagle usłyszałam głosy, już bardziej znane... Ale czemu oni są tacy źli?
-Nie pasujesz do nas!- Warczał wściekle gdzieś do ucha Wrotek.
-Chciałam normalne dziecko a nie takie coś!- Zawyła mama.
-Co z ciebie za pożytek? Żaden!- Tato, czemu tak mówisz?
-Powinnaś zniknąć z tego świata!
-Zgodnie z życzeniem twojej rodziny, zostajesz wygnana z watahy- obwieścił lodowato pan Oleander.- Oraz wszyscy się ciebie zrzekamy!
-Wynoś się stąd!
Do oczu zaczęły mi napływać łzy, ich wrzaski stawały się coraz gorsze, doleciały obelgi. Opadłam na ziemię starając się zakryć uszy i powstrzymać się od płaczu. Nic to nie dało a wręcz przeciwnie, ich bluzgi stały się jeszcze gorsze i obfitsze w większą ilość bólu.
-Palette?- Głos z bliska. To chyba Zawiś.
-J-ja wiem, że nie jestem normalna... Tylko proszę... Proszę, zostaw mnie w spokoju- pisnęłam przy kolejnej porcji łez. Zamiast wyzwisk, poczułam łapę na ramieniu. Otworzyłam zapłakane oczy i zobaczyłam rozmazany obraz Zawilca.
-Już dobrze- powiedział miękko.- Jesteśmy przyjaciółmi, nie? Wstań Paletka.
-Nie!- Wyrwałam mu się i zwinęłam w kłębek z problemami przy oddychaniu.- J-jak wrócę do nich t-to to się nie zmieni. Będę tym "czymś"...
-Ej- trącił mnie znowu.- Pal, znam twoją rodzinę i wiem, że nigdy tak o tobie nie myśleliby, zwłaszcza Wrotek. Chodź, proszę to przez to miejsce. To nie jest nic prawdziwego, on zna nasze największe lęki. To jak, pójdziemy razem? Jak wrócę bez ciebie, to reszta mnie raczej zabije, Kama może się do tego przyłączy... Słyszysz jak nas wołają?
Faktycznie, z oddali jakby ktoś nas rozpaczliwie wołał. Głosy ucichły, z trudem na drżących łapkach wstałam i przy cały czas cieknących łzach i szybkim, urywanym oddechu, Zawiś złapał mnie za łapkę i poprowadził ku wyjściu. Tam zaraz go porwała siostra a mnie braciszek. Cały czas jednak gapiłam się szeroko otwartymi oczyma w ziemię, drżąc a oddech stał się płytszy.
-Paletko, ja cię tak strasznie przepraszam!- Zawył braciszek. Mogłam tylko ich słyszeć, nie dałam rady wydać z siebie jakiegokolwiek odgłosu poza popiskiwaniem.- Mogłem cię posłuchać!
-Ona ma atak paniki?- Pisnęła roztrzęsiona Kama.
-Najwyraźniej- odparł z bólem ale i też ze strachem Kuraha. Brat cały czas mnie przytulał na uspokojenie.
W tamtej chwili nikt nie musiał mówić, że stanął oko w oko, albo uchem wprost naprzeciw swoich najgorszych koszmarów.
< Kuraha? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz