-Wiesz, że epidemia nie jest powiązana z przeziębieniem?- Zapytałam przekręcając głową. On w odpowiedzi tylko się zaśmiał. Mimo moich protestów, zamiast na plażę zamierzał mnie odprowadzić do rodziców ale zamiast tego to zdarzyło się coś innego. W połowie drogi bowiem napotkałam Wrotka z jego przyjaciółmi, od razu pobiegliśmy do nich na wspólne zabawy...
***
Minęło kilka dni od momentu, kiedy Goth się ujawnił moim rodzicom i państwu alfa oraz późniejszych jego wyjaśnieniach w związku ze mną* . Ponieważ się okazało, że znaczek pierścionka zaręczynowego jest dla innych widoczny tylko po długim szukaniu i przypatrywaniu, i tak go skutecznie kryłam w ten sposób, że moje ruchy były w zupełności naturalne. W końcu wracałam z małego spaceru, zresztą pierwszego. Przez te kilka dni nawet nie próbowałam wychodzić do innych, nie czułam się na siłach oraz to, że w grę wchodziło omawianie z rodzicami planu działania przed innymi. Nawet Wrotek nie brał udziału w rozmowach, nie powinien wiedzieć jak to nakreśliłam. Co jak co, ale nie chciałam w to mieszać najbliższych, zwłaszcza jego z obawy o bezpieczeństwo. Kiedy w końcu wracałam, ktoś mi zastąpił drogę. Och.
-Dawno się nie widzieliśmy, co się działo?- Zapytał Kuraha spoglądając na mnie zaciekawiony. Oj nie. Nie, nie nie... Pal, weź się w garść! Słysząc każde jego słowo, wyczuwałam niemalże nieistniejące wibracje od strony znaku na łapce. Wręcz widziałam wolno pojawiające się smoliste ślady. Goth wolno dawał o sobie znać. Westchnęłam zbierając się do kupy w duchu.
-Nie miałam czasu, byłam zajęta- powiedziałam dość obojętnie.- Zresztą zaraz z mamą idę na spotkanie- dodałam ratując się faktycznymi planami.
-No tak... A mogę iść z wami?- Zapytał znowu. Znaczek na łapce wydawał robić się ciepły...
-Nie- odparłam szybko.- Musimy iść same, tak było postanowione.
-Ach, dobrze- uszy mu trochę opadły kiedy wyminęłam go, ślady się cofnęły. Szybkim krokiem wróciłam do jaskini, gdzie mama w końcu wydawała się taka jak zwykle, poza lekką zmianą w oczach. usiadłam a ona łagodnie zaczęła mnie czesać, gdzie ten ruch zawsze mnie uspokajał. Gdy byłyśmy gotowe, razem skierowałyśmy się w stronę naszego drugiego domu, głównie w celu dodania otuchy wilków, których bliscy dalej walczyli z chorobą.
-Kochanie, a może byś coś im zaśpiewała?- Zaproponowała mama gdzieś na początku.- Znasz tyle ładnych piosenek, które uspokajają...
-Myślisz mamo, że to może im pomóc?- Zapytałam się już przypominając sobie różne melodie.
-Trzeba brać pod uwagę wszystkie opcje- odparła uśmiechając się ale kąciki oczu zdradzały jej ból.- Każda modlitwa jest pomocna. Zamiast odpowiedzieć, przypomniała mi się piosenka, która jakby podchodziła właśnie pod modlitwę. Zaczęłam wolno śpiewać ją.
-Tak, ta będzie świetna- wydusiła z siebie mama ocierając jedną łezkę z kąta oka, szybkim ruchem tak, bym nie zauważyła tego. Znała tłumaczenie jej i czułam, że powiązała to ze mną. Udałam, że nic się nie stało i niczego nie zauważyłam, jeszcze w czasie tego spaceru odśpiewałam ją parokrotnie dla pełnego przypomnienia sobie słów, skutecznie blokując sobie myśl, że wręcz obrazowała mnie. Ale musiałyśmy grać.
Musieliśmy działać, jakby nic nie zostało zapieczętowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz