środa, 10 stycznia 2018

Od Palette CD Kurahy

-Wiesz, że epidemia nie jest powiązana z przeziębieniem?- Zapytałam przekręcając głową. On w odpowiedzi tylko się zaśmiał. Mimo moich protestów, zamiast na plażę zamierzał mnie odprowadzić do rodziców ale zamiast tego to zdarzyło się coś innego. W połowie drogi bowiem napotkałam Wrotka z jego przyjaciółmi, od razu pobiegliśmy do nich na wspólne zabawy...

***

Minęło kilka dni od momentu, kiedy Goth się ujawnił moim rodzicom i państwu alfa oraz późniejszych jego wyjaśnieniach w związku ze mną* . Ponieważ się okazało, że znaczek pierścionka zaręczynowego jest dla innych widoczny tylko po długim szukaniu i przypatrywaniu, i tak go skutecznie kryłam w ten sposób, że moje ruchy były w zupełności naturalne. W końcu wracałam z małego spaceru, zresztą pierwszego. Przez te kilka dni nawet nie próbowałam wychodzić do innych, nie czułam się na siłach oraz to, że w grę wchodziło omawianie z rodzicami planu działania przed innymi. Nawet Wrotek nie brał udziału w rozmowach, nie powinien wiedzieć jak to nakreśliłam. Co jak co, ale nie chciałam w to mieszać najbliższych, zwłaszcza jego z obawy o bezpieczeństwo. Kiedy w końcu wracałam, ktoś mi zastąpił drogę. Och. 
-Dawno się nie widzieliśmy, co się działo?- Zapytał Kuraha spoglądając na mnie zaciekawiony. Oj nie. Nie, nie nie... Pal, weź się w garść! Słysząc każde jego słowo, wyczuwałam niemalże nieistniejące wibracje od strony znaku na łapce. Wręcz widziałam wolno pojawiające się smoliste ślady. Goth wolno dawał o sobie znać. Westchnęłam zbierając się do kupy w duchu.
-Nie miałam czasu, byłam zajęta- powiedziałam dość obojętnie.- Zresztą zaraz z mamą idę na spotkanie- dodałam ratując się faktycznymi planami. 
-No tak... A mogę iść z wami?- Zapytał znowu. Znaczek na łapce wydawał robić się ciepły...
-Nie- odparłam szybko.- Musimy iść same, tak było postanowione.
-Ach, dobrze- uszy mu trochę opadły kiedy wyminęłam go, ślady się cofnęły. Szybkim krokiem wróciłam do jaskini, gdzie mama w końcu wydawała się taka jak zwykle, poza lekką zmianą w oczach. usiadłam a ona łagodnie zaczęła mnie czesać, gdzie ten ruch zawsze mnie uspokajał. Gdy byłyśmy gotowe, razem skierowałyśmy się w stronę naszego drugiego domu, głównie w celu dodania otuchy wilków, których bliscy dalej walczyli z chorobą.
-Kochanie, a może byś coś im zaśpiewała?- Zaproponowała mama gdzieś na początku.- Znasz tyle ładnych piosenek, które uspokajają...
-Myślisz mamo, że to może im pomóc?- Zapytałam się już przypominając sobie różne melodie. 
-Trzeba brać pod uwagę wszystkie opcje- odparła uśmiechając się ale kąciki oczu zdradzały jej ból.- Każda modlitwa jest pomocna. Zamiast odpowiedzieć, przypomniała mi się piosenka, która jakby podchodziła właśnie pod modlitwę. Zaczęłam wolno śpiewać ją.



-Tak, ta będzie świetna- wydusiła z siebie mama ocierając jedną łezkę z kąta oka, szybkim ruchem tak, bym nie zauważyła tego. Znała tłumaczenie jej i czułam, że powiązała to ze mną. Udałam, że nic się nie stało i niczego nie zauważyłam, jeszcze w czasie tego spaceru odśpiewałam ją parokrotnie dla pełnego przypomnienia sobie słów, skutecznie blokując sobie myśl, że wręcz obrazowała mnie. Ale musiałyśmy grać.
Musieliśmy działać, jakby nic nie zostało zapieczętowane.

< Kuraha? >

Patrz opowiadanie: Od Palette - "Goth", cz. 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz