Przyglądałem się trochę nieuważnie całej tej sytuacji. Kuraha znowu próbował kłócić się z Wrotyczem, przynajmniej tak groźnie to wyglądało. Kłócić się z Wrotkiem? Tym sympatycznym Wrotkiem? Ależ ten Kuraha musi być narwany! Chociaż wiadomo, jest najstarszy z nas wszystkich. Kiedyś najwidoczniej też tacy będziemy.
Pomyślałem o sobie, gdy w końcu będę starszy. A czy kiedyś będę warczeć i wyrywać kolegom sierść z grzbietu? I zaciskać kły na ich łapach? Już nie mogę się doczekać.
Tak żeby nikt nie zauważył, spuściłem głowę i spróbowałem jak najgroźniej odsłonić kły. Chyba trochę mi to nie wyszło. Skóra nadal mocno bezwładnie wisiała po bokach mojego pyszczka i nie chciała się podnieść by ukazać wszystko, co było do ukazania. No cóż, pewnie przyjdzie z czasem. Z tą myślą podniosłem wzrok i spojrzałem na scenę, która odgrywała się dalej między pozostałymi szczeniakami.
- Sam nie wiem - Kuraha położył uszy po sobie - jeśli znacie jakieś ciekawe miejsce, możecie zaproponować. Tylko, Wrotycz, bez głupich pomysłów! - zmarszczył brwi.
- No błagam cię, czy ja robię coś głupiego? - wspomniany wcześniej wilk położył uszy po sobie nie tracąc jednak dobrego humoru, zezując na Kurasia.
- Robisz wiele głupich rzeczy, których nawet nie będę wymieniał - warknął Kuraha.
- Jak narazie na szczęście nie stało się nic złego - wilk zbył to machnięciem łapy - a na razie, jakieś pomysły? Może nie będę podsuwać swoich, żeby nie zostały uznane za nieodpowiednie...
Pokręciliśmy głowami, po czym zapadła chwila ciszy. Każdy zajął się myśleniem nad kolejnymi planami na ten piękny dzień.
Nagle stało się coś dziwnego. Wrotycz zawarczał głucho, jednocześnie wyszczerzając kły. Jeju, robi to tak pierwszorzędnie. Może i mnie kiedyś nauczy.
- Wrotek? - Palette popatrzyła uważniej na brata, z w jej oczach zobaczyłem niepokój.
Ten wstał powoli, nadal warcząc.
- Wrotycz, co się dzieje? - waderka ponowiła pytanie. W jednej chwili zrobiło się nagle tak... jakoś niefajnie.
- Co się znowu dzieje? - zapytał z podenerwowaniem Kuraha. Wtem jego słowa przerwał Wrotycz, z całą mocą skacząc na basiora i ciskając nim o ziemię. Następnie obaj wylądowali na ziemi. Rozpoczęła się walka, której chwilę wcześniej nikt nawet się nie spodziewał. Palette, Kama i ja popatrzyliśmy po sobie. Co się właściwie stało?
Tymczasem potyczka trwała w najlepsze. Powoli zaczęło być jednak widoczne, że to, co z początku wydawało się kolejną niegroźną bójką, stało się prawdziwą walką, mogącą skończyć się prawdziwą katastrofą. W końcu wszyscy troje zaczęliśmy rozdzielać walczących, co jednak szło bardzo opornie. Mój przyjaciel ukazał nagle jakąś nadwilczą siłę, Kuraha natomiast nie ustawał w walce, cały czas odpierając ataki. Miarka przebrała się, gdy w końcu polała się krew.
- Wroootycz! - wrzasnęła Palette, bezsilnie próbując oderwać wilka od przeciwnika. W końcu, odepchnięta gwałtownie w bok, ze zrezygnowaniem i łzami w oczach usiadła na ziemi, ukrywszy pyszczek w łapach i czekając na koniec tej tragedii. Coś tknęło mnie i usiadłem obok niej, przytulając ją mocno. Nagle poczułem nieopisany żal.
Kama jeszcze przez moment nadal próbowała rozdzielić walczących, po czym załamała łapy i usiadła wraz z nami. Wreszcie wszystko zaczęło przycichać. Gdy zauważyliśmy, że wilki tracą siły, wszyscy troje poderwaliśmy się z ziemi i rzuciliśmy się ku nim, aby skończyć tę rzeź. Kama i ja chwyciliśmy Wrotycza odciągając go od Kurahy, którego z kolei przejęła wciąż zapłakana Palette.
- Na litość... - Kama złapała się za głowę, widząc rozcięte na całej szerokości czoło naszego przyjaciela - jak ty wyglądasz!
- Mogliście się pozabijać! - krzyknęła Paletka, kładąc Kurahę na ziemi i podchodząc do brata - coś ty zrobił, Wrotek! - załkała.
Przez następne kilka minut biegaliśmy od jednego rannego do drugiego, obkładając ich liczne skaleczenia i rozcięcia wszystkim co się dało, by zatamować krwawienie. Wreszcie usiedliśmy, chcąc odpocząć i dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało.
- Przepraszam... - mruknął Wrotycz, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć - nie pytajcie co się ze mną stało. Nie odpowiem wam.
- Prawie mnie zabiłeś, gadzino! - ryknął Kuraha.
- Uspokójcie się, odetchnijcie - powiedziała Kama - obaj. Nerwy nie pomogą.
- Możesz skończyć, jestem tak samo zdziwiony jak ty - westchnął Wrotek, wbijając wzrok w niebo. Potem z otępieniem przez dłuższą chwilę wpatrywał się w białe sklepienie. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć.
< Palette? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz