Myślałem, że Shino nie wpadnie już na nic głupszego. Naprawdę wierzyłem w to. Niestety, wszystkie moje nadzieje umarły, gdy znaleźliśmy się w górach.
Wykazałem się oczywiście zerowym poziomem asertywności i posłusznie skakałem za nim na kolejne półki skalne. Do większości nie mogłem wprawdzie doskoczyć i potrzebowałem paru podejść, ale dzielnie brnąłem naprzód, a raczej w górę.
Zmęczyłem się szybko, słońce świeciło mi prosto w oczy i nawet nie widziałem już lisa. Jedynym śladem po moim towarzyszu były drobne kamyczki, toczące się w dół. Próbowałem nawet nieco oszukać system. Przemieniłem się i starałem wspinać przy pomocy pazurów. Shino jednak zaraz pojawił się obok. Nie musiał nawet nic mówić. Wróciłem do wilczej postaci i powolutku szedłem dalej.
Gdy wreszcie mieliśmy schodzić, nie miałem nawet siły ruszyć łapą. Poleżeliśmy więc chwilę na szerszej półce. Przymknąłem oczy wsłuchując się w świst wiatru i kolejną opowieść lisa. Uwielbiał wspominać swoje przygody z moim ojcem i ciotką.
Zeszliśmy chwilę przed zmrokiem. Shino był dla mnie podejrzanie miły, co mogło oznaczać, ze znów ma jakiś okropny pomysł. Może lepiej jutro nie wstawać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz