Spacerowałem sobie zupełnie spokojnie udając, że wcale nie szukam Shino. A szukałem go już od paru dni. Byłem już odrobinę zmęczony i zrezygnowany, ale właśnie wtedy wreszcie kogoś znalazłem. Jednak mimo dość podobnej liczby ogonów, nie był to lis, tylko Paletka. Wyglądała na zamyśloną, więc zauważyła mnie dopiero, gdy zastąpiłem jej drogę.
- Dawno się nie widzieliśmy, co się działo? - zapytałem. Była strasznie spięta. Mogła być po prostu zmęczona, ale miałem dziwne wrażenie...
Nagle poczułem specyficzny zapach. Jakby wiele zmieszanych ze sobą woni, które czułem jednocześnie razem i każdą osobno. Rozpoznałem swąd spalenizny, jakiś owoc, którego nazwy nigdy nie mogłem zapamiętać i zapach tak słodki, że prawie zakręciło mi się w głowie.
- Nie miałam czasu, byłam zajęta - powiedziała dość obojętnie. Próbowałem zignorować jej ton, ale poczułem się jakoś gorzej. - Zresztą, zaraz z mamą idę na spotkanie - dodała.
Mokra trawa. To zdecydowanie była mokra trawa i... mięta?
- No tak... A mogę iść z wami? - Byłem niemal pewien, że ten zapach był jakoś związany z Palette, ale przecież nie mogła władać tak przytłaczającą ilością rodzajów magii.
- Nie - odparła szybko. Jakaś cierpka woń zaczęła przeważać nad innymi. Powoli zaczynała mnie boleć głowa. - Musimy iść same, tak było postanowione.
- Ach, dobrze - westchnąłem. Wyminęła mnie i odeszła.
Jeszcze raz nabrałem powietrza w płuca, by po chwili głośno je wypuścić. Zapachy zniknęły. Zupełnie. Nie było po nich nawet śladu. Nie miałem nawet czasu, by wyczuć choć połowę z nich, tego byłem pewny. Później pamiętałem tą mieszaninę już tylko jako tęczę, niestety złożoną nie tylko z pięknych kolorów.
Ta kwestia nie dawała mi spokoju przez kolejne parę godzin. Musiałem dowiedzieć się, więcej o tym zjawisku, które jednocześnie przerażało mnie i fascynowało. Postanowiłem znaleźć Palette. W pierwszym odruchu skierowałem się nad jezioro.
< Palette? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz