Gdy znaleźliśmy się w Skrytym Lesie, od razu pomiędzy mną, a moimi przyjaciółmi pojawił się jakby gęsty obłok z białej mgły. Ruszyłem jeszcze szybciej przed siebie, by zgubić resztę, która uparcie mnie goniła. Odwróciłem się. Po co to robią? Teraz i tak nic nie odwiedzie mnie od tego pomysłu, gdybym teraz zrezygnował, zamiast bogatszy o nowe doświadczenia, wyszedłbym bez przysłowiowej twarzy.
Pewnie wkroczyłem do lasu, nie oglądając się już za siebie. Nie potrzebowałem wsparcia, po co mi. Jestem silny, potrafię mocno ugryźć, nic mi nie grozi. A poza tym moi towarzysze już i tak pogubili się gdzieś w lesie.
Nie zaznawszy żadnych niezwykłych zjawisk oprócz dziwnej mgły, przyspieszyłem i poruszałem się teraz truchcikiem, omijając leżące na ziemi gałęzie , drobne krzewy i wystające korzenie. Przez dłuższą chwilę rzeczywiście niczego nie czułem i nie widziałem.
Wtem, coś po lewo przykuło moją uwagę. Zmarszczyłem brwi i zatrzymując się na chwilę popatrzyłem tam. Czy to to, o czym mówili starsi? No, to zaraz dowiemy się, co jest moim największym koszmarem. Usiadłem na ziemi, unosząc głowę z miną dającą do zrozumienia całemu światu, że naprawdę trudno jest mnie w tej chwili zaskoczyć. Tak czekałem na przedstawienie, które miało się właśnie zacząć.
Niczego jednak nie zobaczyłem. Po kilku sekundach bezczynnego siedzenia, znudziło mi się to i uznałem, że to coś, co zobaczyłem między drzewami, co wcześniej uważałem za jakąś nadzwyczajną zjawę, było pewnie bogu ducha winnym zwierzątkiem, które poczuło wilka i uciekło.
Zrobiłem kilka kroków, nie licząc już na nic niezwykłego. Może spotkam pozostałych i będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że w Skrytym Lesie nie było niczego niezwykłego.
- Palette! - nagle podniosłem wzrok, widząc, że kilkanaście metrów przede mną, między drzewami błądzi moja siostrzyczka.
- Wrotycz?! - zjeżyła skórę na karku - to ty?
- Tak - odparłem z ostentacyjnym spokojem, idąc w jej stronę - co tu robisz? Też zgubiłaś naszych przyjaciół?
- Tak - przytuliła się do mnie, gdy tylko zbliżyłem się do niej na wystarczającą odległość - wracajmy do nich, szybko. Wyjdźmy w końcu z tego strasznego miejsca.
- Co ty tu widzisz strasznego? - zapytałem - przecież to zwykły las.
- Och, nie - zaprzeczyła - nie uwierzysz, co mi się stało - przyjrzałem się jej dokładniej. Chyba nie kantowała, rzeczywiście wyglądała na przestraszoną.
- Co niby takiego? - nadal starałem się mieć jak najbardziej obojętną minę.
- Widziałam... - załkała - nas, naszych rodziców...
- Dobrze, spokojnie - uśmiechnąłem się - opowiesz mi dokładnie, jak wyjdziemy. Bo jeszcze się zgubimy w tym gąszczu.
- Och, to było straszne - nie zwróciła uwagi na moje słowa - i wiesz co? - popatrzyła na mnie smutno.
- Co?
- Czemu tak uparłeś się, żebyśmy tu wchodzili?!
- Jak to? Ja się uparłem? - szerzej otworzyłem oczy - mówiłem, że pójdę sam. I widzisz, mnie nic złego nie spotkało...
- Jak zawsze - zapłakała, odsuwając się ode mnie - wy, chłopcy myślicie tylko o sobie. A ja przez to cierpiałam!
- Ale, Palusiu... co się w końcu stało? - poczułem, że moje serce zaczęło szybciej bić. Najbardziej ze wszystkiego nie lubiłem, gdy bliskie mi osoby miały do mnie żal.
- Przemyślałam to - odwróciła główkę - nie chcę mieć z tobą do czynienia. Musisz zawsze mieć takie głupie pomysły, kiedyś to się źle skończy.
- Ależ nic ci się nie stanie, obiecuję... - nerwowo przełknąłem ślinę.
- Jeśli tak bardzo lubisz eksperymenty, zamieszkaj sobie w tym lesie! Tylko doświadczenia naukowe przeprowadzaj na sobie samym! Dobrze, że chociaż Kuraha jest normalny - warknęła - nie zrobiłby mi czegoś takiego!
O nie. Czemu znowu miesza w to tego wilka? Położyłem uszy po sobie.
- Nigdy wcześniej tak się nie bałam! - krzyknęła ze łzami w oczach i zaczęła biec przed siebie. Nie czekając na nic, pobiegłem za nią.
- Paletko, czekaj! - wrzasnąłem - nie biegnij tam, jeśli musisz, uciekaj w drugą stronę! Tam się zgubisz!
Na chwilę straciłem ją z oczu, gdzieś między grubymi pniami starych drzew.
Wtem usłyszałem trzask i pisk siostry. Popędziłem w kierunku odgłosów i stanąłem nad wysokim wzgórzem. Spadła z niego! Spadła! Zacząłem desperacko węszyć i kręcić się w kółko, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Palette, gdzie jesteś... nie czułem nawet jej zapachu.
"Czekaj. Minutka. Przecież gdyby spadła z tego wzgórza, zatrzymałaby się na jakimś drzewie, albo byłaby na dole. A dokładnie widać wszystko, co jest tam na dole. Poza tym..." - zaciągnąłem się leśnym powietrzem - "gdyby w ogóle była obok mnie, czułbym jej zapach, gdy szliśmy obok siebie". Wszystkie włosy stanęły mi dęba. Czy to możliwe, że to była... iluzja? Dla pewności jeszcze raz zacząłem węszyć, jednak po zjawisku, które widziałem, nie było ani śladu. Nawet tropów na ziemi.
Odwróciłem się. Nie mogę teraz o tym myśleć. Nie mogę poddać się temu, co próbuje ze mną wyczyniać ten las. A tym bardziej iść i szukać tego stworzenia, które stoczyło się na dół. Być może to również ma na celu zwiedzenie mnie.
Poszedłem w drugą stronę. Po kilkunastu minutach szukania drogi powrotnej i marszu w kierunku granicy lasu, spotkałem Kurahę. Postanowiłem na razie nie przyznawać się do tego, co spotkało mnie przed chwilą. Na szczęście moje przeżycie nie było specjalnie traumatyczne.
* * *
- Spokojnie, Paletko, spokojnie - wszyscy już się odnaleźliśmy, a ja w końcu ściskałem moją prawdziwą, ukochaną siostrzczkę w objęciach delikatnie gładząc ją łapą po plecach - już tam nie wchodzimy. Idziemy teraz gdzie indziej. Gdzie chcesz? - zapytałem z troską, gdzieś tam w środku jednak czując nie tyle poczucie winy, co pewnego rodzaju strach przed konsekwencjami. W końcu to w dużej mierze moja wina. Pewnie nie całkiem, oczywiście. Mówiłem, zarzekałem się, pójdę sam. To nie, musieli polecieć wszyscy czworo od razu za mną. Po kiego grzyba, jeśli tak się tego bali?
< Kama? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz