Mgła rozdzieliła nas szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Po chwili nie słyszałem już nawet głosów moich przyjaciół. Zapach, który poczułem niemal dokładnie, w momencie wejścia do lasu, nasilił się. Nie potrafiłem go jednak zidentyfikować, zdecydowanie nigdy wcześniej go nie czułem.
Woń z każdym moim krokiem robiła się coraz bardziej nieznośna, dosłownie kręciło mnie się od niej w nosie. W oddali, między drzewami zobaczyłem sylwetkę dorosłego wilka. Losowi niech będą dzięki! Przyspieszyłem kroku, licząc, że to ktoś z watahy. Myliłem się jednak. Wilkiem o białej sierści, brązowych uszach, łapach i ogonie, był mój ojciec.
- Kuraha, ale wyrosłeś! - zawołał. Wyglądał jak najbardziej żywo, a przecież zginął dosyć dawno temu.
Cofnąłem się kilka kroków i zamrugałem szybko. To była iluzja czy może omamy? Niemożliwe, magia na mnie nie działa. A więc, może to duch?
W czasie, gdy ja gorączkowo się zastanawiałem, basior pokonał dzielącą nas odległość. Wtedy dostrzegłem krwawiącą ranę na jego boku i końcówkę ogona, z której zdawał się ulatywać dym. To był duch. A przez chwilę nawet miałem nadzieję...
- Jesteś duchem, tak? - zapytałem dla pewności.
- Bardziej martwy już raczej nie będę - zaśmiał się. Jak on mógł z tego żartować? - Gdzie tak właściwie jesteśmy?
- W Skrytym Lesie... - Po chwili zdałem sobie sprawę, że ta nazwa i tak niewiele mu powie. - To Wataha Srebrnego Chabra.
- Nie słyszałem o niej. Gdzie właściwie leży?
- Daleko. - Miałem na myśli oczywiście odległość od naszej rodzinnej ziemi. Więcej sam nie potrafiłem stwierdzić. - Tak mówiła mama, gdy tu szliśmy.
- Właśnie, gdzie jest twoja matka? - Rozejrzał się, jakby liczył, że ją zobaczy. - Tu jest niebezpiecznie...
- Pojęcia nie mam - westchnąłem. - Zostawiła mnie tu z ciotką Kasai i Shino.
Tata przez chwilę nie wierzył, albo nie chciał wierzyć. W końcu jednak dał się przekonać. Ba! Uznał nawet, że "to było do przewidzenia".
- Kuraha! - Usłyszałem Wrotka. Odwróciłem głowę i odrobinę zdziwiony patrzyłem jak biegnie w moją stronę.
Chciałem zapytać ojca o coś jeszcze, ale już go nie było. Zupełnie jakby rozpłynął się w tej dziwnej mgle.
- Wszystko w porządku? - zapytałem basiorka.
- Ze mną tak, ale ty wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
Wyszliśmy z lasu, by znaleźć sposób na sprowadzenie reszty. Niemal przy samym wyjściu dołączyła do nas Kama. Wrotek wpadł na pomysł genialny w swojej prostocie i zaczął rozpaczliwie wołać Palette. Po chwili waderka wyszła razem z Zawilcem. Wyglądała na roztrzęsioną i nawet nie podniosła wzroku. Robiłem już krok w jej stronę, ale Wrotek mnie ubiegł.
- Paletko, ja cię tak strasznie przepraszam! - zawył. - Mogłem cię posłuchać!
Cofnąłem się i usiadłem.
- Ona ma atak paniki? - pisnęła roztrzęsiona Kama.
- Najwyraźniej - odparłem z mieszaniną bólu i strachu w głosie. Wrotycz cały czas próbował ją uspokoić. - Lepiej chodźmy gdzie indziej. Tu wciąż może być niebezpiecznie.
Nie niebezpieczeństwo było jednak moim zmartwieniem, a ten paskudny zapach, który znów wdarł się do moich nozdrzy. Zapamiętałem go jako zapach Skrytego Lasu i byłem niemal pewien, ze był czarny. Czarny z pomarańczowymi i zielonymi prześwitami.
< Wrotek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz