Śmierć ciotki strasznie mnie zaskoczyła, ale zachowanie Shino jeszcze bardziej. Mimo że nie chciał już odejść, był strasznie niespokojny i nerwowy. Dla mnie oznaczało to nic innego, jak ciężki trening.
Słońce powoli zachodziło, gdy biegnąc, wpadłem na lisa, który właśnie się zatrzymał. Cofnąłem się z przepraszającą miną, a on przewrócił oczami mamrocąc coś o "dzisiejszej młodzieży". Zaczął się skradać. Dołączyłem do niego, choć nawet nie wiedziałem jaki jest jego cel. Już po chwili, ukryci za krzakami, obserwowaliśmy zająca. Nie musieliśmy ustalać planu. Ja ledwo byłem w stanie złapać rannego długoucha, więc zostawiłem to lisowi. Problem w tym, że nie temu co trzeba.
Zanim Shino postanowił zaatakować, na naszą ofiarę skoczył jakiś paskudny rudzielec, by po chwili zacząć uciekać z zającem w pysku.
- Cholera - warknął ten odpowiedni lis. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
Skończyło się na tym, że ja goniłem zawzięcie rudego złodzieja na ziemi, a Shino tuż nade mną, po drzewach. Dopadłem go. Byłem tak zdziwiony tym faktem, że nawet nie zauważyłem kiedy puścił złapane wcześniej zwierzę, ugryzł mnie boleśnie i uciekł.
Cóż, przynajmniej mieliśmy kolacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz