Zaśmiałem się i otrzepałem z resztek śniegu, przy okazji wracając do wilczej formy. Była dużo wygodniejsza.
- Idziemy gdzieś? - zapytałem, przekręcając lekko głowę.
- Możemy - przytaknęła wesoło waderka. - Tylko gdzie? Nad jeziorem już byliśmy... Może plaża?
- Coś dużo tej wody ostatnio, ale niezły pomysł - stwierdziłem.
Nie doszliśmy jednak do plaży, ani wtedy, ani długo później.
Iście spacerowym tempem przemierzaliśmy Lasek. Słońce grzało jakby mocniej, a z drzew kapały krople, roztapiającego się śniegu. Na ziemi jedynym śladem po śniegowym puchu była mokra papka, która wciągu paru godzin mogła jeszcze zmarznąć i pokryć się lodową skorupką. Sam nie wiedziałem, po jakim śniegu gorzej się chodziło, ale jednego byłem pewien: Ten, z którym mieliśmy aktualnie do czynienia, najbardziej moczył sierść.
Byliśmy już nieźle zziębnięci, a od plaży nadal dzielił nas dużo dłuższy odcinek drogi, niż z powrotem. Zastanawiałem się przez chwilę nad sensem dalszego marszu, ale wszystkie moje wątpliwości rozwiało kichnięcie Paletki.
- Oho, chyba powinniśmy już wracać - stwierdziłem. Waderka spojrzała na mnie pytająco. - Zaraz się rozchorujesz.
- No coś ty, nic mi nie będzie! - zapewniła lekko oburzona.
- Daj spokój, Palette. - Uśmiechnąłem się ciepło. - Ostatnie czego ci trzeba to przeziębienie, kiedy szaleje epidemia.
<Palette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz