niedziela, 18 sierpnia 2019

Od Vinysa - Opowiadanie konkursowe

Długo nie wstawał. Leżał z półprzymkniętymi oczami, ciesząc się promieniami słońca, grzejącymi jego ciało. Wyspał się po raz pierwszy od bardzo dawna i choć nie wiedział, czemu Shino jeszcze nie obudził go na trening – wcale mu to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzała mu też nieobecność rodziny, z którą niemal zerwał kontakt niedługo po tragicznej śmierci siostry. Nie obchodziła go wcale, a oni nie musieli o tym wiedzieć.
Błogość poranka przerwał najpierw dreszcz, przebiegający po jego kręgosłupie. Reszta ciała zadrżała posłusznie, a wilk zerwał się do pozycji półsiedzącej. Jaskinia była pusta, słońce oświetlało część jej wnętrza, które nadal czekało na zagospodarowanie. Nie wprowadził się jeszcze do końca, ale nie szkodzi – rzadko tu bywał.
Z miejsca w którym zwykle spał, niemal w progu jaskini, mógł obserwować spory obszar, ale w tym przypadku to nie zadziałało. Nieznajomy wilk pojawił się nagle, po lewej stronie wejścia, jakby wcześniej szedł cały czas przy zewnętrznej ścianie.
– Proszę, proszę… – Rosły, biały basior zatrzymał się tuż przed jaskinią. – Kogo my tu mamy?
Vinys podniósł się z ziemi, i obszedł przybysza tak, by zwrócony był do niego bokiem. Nie miał zamiaru dyskutować z demonem, ale też nie planował uciekać. Liczył, że nie będzie musiał walczyć, choć był niemal pewny, kto wyszedł by na tym gorzej z ich dwojga.
– Nic mi nie powiesz, psie? – Demon odwrócił głowę w stronę grafitowego wilka. – Wątpliwe geny uniemożliwiły ci rozwiniecie choć szczątkowej kultury osobistej?
– Słuchaj, jeśli pofatygowałeś się tutaj tylko po to, żeby mnie obrażać, możesz sobie już odpuścić. Wszystko mi jedno.
Biały ruszył w stronę Vinysa, który przygotował się do odparcia ataku. Ten jednak nie nastąpił.
– Miałem zamiar tylko cię podrażnić, nie chcę walczyć, jeszcze nie zwariowałem – wyjaśnił. Jego błękitne tęczówki stały się granatowe. – Jest jednak wiele stworzeń, które mogą z tobą walczyć, ba, nawet pokonać cię bez większego problemu. Mogę ci to udowodnić.
– Obejdzie się – warknął Vin, zmęczony trwającą nadal konwersacją. A to był taki spokojny dzień…
– To tylko sen, nie zaszkodzi spróbować, nie sądzisz?
Kątem oka zauważył Shino. Lis obserwował całą scenę z bezpiecznej odległości, siedząc na trawie. Demon odwrócił się w jego stronę.
– Shino! Idziesz ze mną i nawet nie próbuj mu pomagać. – Odszedł, a lis posłusznie poszedł za nim, nie zaszczycając Vinysa nawet spojrzeniem, o wyjaśnieniach nie wspominając.
Wilk został sam, z większą ilością pytań niż odpowiedzi, ale po dłuższym namyśle uznał, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Poza tym, nie powinien się przecież przejmować gadaniną jakiegoś demona. Nawet jeśli wydawał się zaskakująco znajomy.
Wyszedł i skierował się w stronę jeziora. Przeczucie podpowiadało mu, że lepiej byłoby zostać w jaskini, ale rozsądek zwyciężył. Co mogło mu się niby stać? Z zamyślenia wyrwał go uczucie, jakby wypuścił z płuc całe powietrze i nie mógł nabrać go z powrotem. Wzdrygnął się na sam widok siostry.
– Nawet się nie przywitałeś, braciszku – powiedziała, bez cienia emocji w głosie.
Miała racje. Nie chciał jej widzieć, choć w pewien sposób był ciekaw, czy zmieniła się od szczenięcych czasów.
– Wybacz, mam dużo na głowie – zapewnił, starając się wyminąć ją tak, by wyglądało to jak najbardziej naturalnie.
– Nie możesz tak po prostu odejść. – Zagrodziła mu drogę. – Pobawmy się.
– Innym razem, trochę się śpieszę. Obowiązki wzywają. Przestępcy sami się do nas nie zgłoszą, nie ważne jak bardzo Szkiełko by tego chciał. – Prawie się zaśmiał, opanował się jednak w ostatniej chwili. Nie spodziewał się po sobie takiej reakcji na własny komentarz, bo żartem tego nazwać nie można.
Blue Dream najwyraźniej nie było do śmiechu. Coś pomknęło w jego stronę i zanim zdążył się zorientować co to było, rozsypało się obok niego. Po paru kolejnych nieudanych magicznych atakach, Blue zrezygnowała i rzuciła się na brata.
Walka niespecjalnie go martwiła, był sprawniejszy fizycznie i sporą część dzieciństwa spędzał na ćwiczeniach, gdy ona toczyła kamyki po ziemi. Jej zupełny brak reakcji na zadane rany zmusił jednak basiora do przemyślenia sensu tej potyczki. Nie wyglądało na to, żeby miała zamiar odpuścić. Co chciała osiągnąć? Zabić go?
Jej ciało rozpłynęło się. Vinys odskoczył od poruszającej się papki, która podążyła za nim, pełznąc po ziemi, by wrócić do wcześniejszej postaci tuż koło niego. Nie czekał na atak, nie zdążył nawet pomyśleć o tym, do czego pchał go instynkt. Chwycił Dream za gardło, zanim zdążyła ponownie stać się bulgoczącą papką i szarpnął do tyłu. Puścił dopiero, gdy poczuł smak krwi.
– Ironia, nie sądzisz? – Przeszedł nad rozsypującymi się w proch zwłokami. – Może powinienem się już oddać w łapy organów śledczych? Nie żeby ktokolwiek był w stanie mi coś udowodnić. Chyba wystarczy, że ja wiem.

Był zmęczony, ale szedł dalej przed siebie, zmierzając w stronę wcześniejszego celu. Między drzewami zobaczył białą sylwetkę, nie był to na szczęście demon, który naprzykrzał się mu wcześniej. To tylko Azair.
– A jednak nie – szepnął sam do siebie. Spomiędzy drzew wyłonił się kolejny basior. – Żebym jeszcze pamiętał jak się nazywał…
Wolał ich ominąć, ale najwyraźniej było już za późno – zauważyli go i szli w jego stronę.
– Jak ci mija dzień, towarzyszu? – Bordowy wilk minął go, Azair tymczasem stanął przed nim.
– Kwadrans temu zamordowałem własną siostrę, nic szczególnego.
– Ah tak? Witaj w klubie, kolego. – Usłyszał z tyłu. Nadal nie spuszczał wzroku z milczącego Azaira, a przynajmniej póki nie ogłuszyło go uderzenie w tył głowy.

Vinys ocknął się w jaskini. Niekoniecznie wiedział czyjej, ale był związany, więc nie miało to większego znaczenia. Z trudem podniósł głowę, pulsujący ból tylko się pogorszył. Tuż obok na ziemi, w jakimś dziwnym porządku, leżały narzędzia. Większość z nich widział pierwszy raz w życiu, wykluczył więc jaskinię medyka. Powoli przypominał sobie wydarzenia sprzed tej chwilowej utraty świadomości. Ruten i Azair!
– Prawie jak ten seryjny morderca – parsknął śmiechem, co wywołało kolejną falę bólu. Coś uderzyło w jego bok.

Wtedy się obudził. Zmiana scenerii nie była jednak zmianą na lepsze. Stał nad nim zniecierpliwiony Shino.
– Nie wiem czy bardziej mnie niepokoi, że mówisz przez sen o mordercach, czy że się śmiejesz, ale wstawaj już do cholery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz