Błogość
poranka przerwał najpierw dreszcz, przebiegający po jego kręgosłupie. Reszta
ciała zadrżała posłusznie, a wilk zerwał się do pozycji półsiedzącej. Jaskinia
była pusta, słońce oświetlało część jej wnętrza, które nadal czekało na
zagospodarowanie. Nie wprowadził się jeszcze do końca, ale nie szkodzi – rzadko
tu bywał.
Z miejsca w
którym zwykle spał, niemal w progu jaskini, mógł obserwować spory obszar, ale w
tym przypadku to nie zadziałało. Nieznajomy wilk pojawił się nagle, po lewej
stronie wejścia, jakby wcześniej szedł cały czas przy zewnętrznej ścianie.
– Proszę,
proszę… – Rosły, biały basior zatrzymał się tuż przed jaskinią. – Kogo my tu
mamy?
Vinys
podniósł się z ziemi, i obszedł przybysza tak, by zwrócony był do niego bokiem.
Nie miał zamiaru dyskutować z demonem, ale też nie planował uciekać. Liczył, że
nie będzie musiał walczyć, choć był niemal pewny, kto wyszedł by na tym gorzej
z ich dwojga.
– Nic mi nie
powiesz, psie? – Demon odwrócił głowę w stronę grafitowego wilka. – Wątpliwe
geny uniemożliwiły ci rozwiniecie choć szczątkowej kultury osobistej?
– Słuchaj,
jeśli pofatygowałeś się tutaj tylko po to, żeby mnie obrażać, możesz sobie już
odpuścić. Wszystko mi jedno.
Biały ruszył
w stronę Vinysa, który przygotował się do odparcia ataku. Ten jednak nie nastąpił.
– Miałem
zamiar tylko cię podrażnić, nie chcę walczyć, jeszcze nie zwariowałem –
wyjaśnił. Jego błękitne tęczówki stały się granatowe. – Jest jednak wiele
stworzeń, które mogą z tobą walczyć, ba, nawet pokonać cię bez większego
problemu. Mogę ci to udowodnić.
– Obejdzie
się – warknął Vin, zmęczony trwającą nadal konwersacją. A to był taki spokojny
dzień…
– To tylko
sen, nie zaszkodzi spróbować, nie sądzisz?
Kątem oka
zauważył Shino. Lis obserwował całą scenę z bezpiecznej odległości, siedząc na
trawie. Demon odwrócił się w jego stronę.
– Shino!
Idziesz ze mną i nawet nie próbuj mu pomagać. – Odszedł, a lis posłusznie
poszedł za nim, nie zaszczycając Vinysa nawet spojrzeniem, o wyjaśnieniach nie
wspominając.
Wilk został
sam, z większą ilością pytań niż odpowiedzi, ale po dłuższym namyśle uznał, że
niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Poza tym, nie powinien się przecież
przejmować gadaniną jakiegoś demona. Nawet jeśli wydawał się zaskakująco
znajomy.
Wyszedł i
skierował się w stronę jeziora. Przeczucie podpowiadało mu, że lepiej byłoby
zostać w jaskini, ale rozsądek zwyciężył. Co mogło mu się niby stać? Z
zamyślenia wyrwał go uczucie, jakby wypuścił z płuc całe powietrze i nie mógł
nabrać go z powrotem. Wzdrygnął się na sam widok siostry.
– Nawet się nie
przywitałeś, braciszku – powiedziała, bez cienia emocji w głosie.
Miała racje.
Nie chciał jej widzieć, choć w pewien sposób był ciekaw, czy zmieniła się od
szczenięcych czasów.
– Wybacz,
mam dużo na głowie – zapewnił, starając się wyminąć ją tak, by wyglądało to jak
najbardziej naturalnie.
– Nie możesz
tak po prostu odejść. – Zagrodziła mu drogę. – Pobawmy się.
– Innym
razem, trochę się śpieszę. Obowiązki wzywają. Przestępcy sami się do nas nie
zgłoszą, nie ważne jak bardzo Szkiełko by tego chciał. – Prawie się zaśmiał,
opanował się jednak w ostatniej chwili. Nie spodziewał się po sobie takiej
reakcji na własny komentarz, bo żartem tego nazwać nie można.
Blue Dream
najwyraźniej nie było do śmiechu. Coś pomknęło w jego stronę i zanim zdążył się
zorientować co to było, rozsypało się obok niego. Po paru kolejnych nieudanych
magicznych atakach, Blue zrezygnowała i rzuciła się na brata.
Walka
niespecjalnie go martwiła, był sprawniejszy fizycznie i sporą część dzieciństwa
spędzał na ćwiczeniach, gdy ona toczyła kamyki po ziemi. Jej zupełny brak
reakcji na zadane rany zmusił jednak basiora do przemyślenia sensu tej
potyczki. Nie wyglądało na to, żeby miała zamiar odpuścić. Co chciała osiągnąć?
Zabić go?
Jej ciało
rozpłynęło się. Vinys odskoczył od poruszającej się papki, która podążyła za
nim, pełznąc po ziemi, by wrócić do wcześniejszej postaci tuż koło niego. Nie
czekał na atak, nie zdążył nawet pomyśleć o tym, do czego pchał go instynkt.
Chwycił Dream za gardło, zanim zdążyła ponownie stać się bulgoczącą papką i
szarpnął do tyłu. Puścił dopiero, gdy poczuł smak krwi.
– Ironia,
nie sądzisz? – Przeszedł nad rozsypującymi się w proch zwłokami. – Może
powinienem się już oddać w łapy organów śledczych? Nie żeby ktokolwiek był w
stanie mi coś udowodnić. Chyba wystarczy, że ja wiem.
Był
zmęczony, ale szedł dalej przed siebie, zmierzając w stronę wcześniejszego
celu. Między drzewami zobaczył białą sylwetkę, nie był to na szczęście demon,
który naprzykrzał się mu wcześniej. To tylko Azair.
– A jednak
nie – szepnął sam do siebie. Spomiędzy drzew wyłonił się kolejny basior. –
Żebym jeszcze pamiętał jak się nazywał…
Wolał ich
ominąć, ale najwyraźniej było już za późno – zauważyli go i szli w jego stronę.
– Jak ci
mija dzień, towarzyszu? – Bordowy wilk minął go, Azair tymczasem stanął przed
nim.
– Kwadrans
temu zamordowałem własną siostrę, nic szczególnego.
– Ah tak?
Witaj w klubie, kolego. – Usłyszał z tyłu. Nadal nie spuszczał wzroku z
milczącego Azaira, a przynajmniej póki nie ogłuszyło go uderzenie w tył głowy.
Vinys ocknął
się w jaskini. Niekoniecznie wiedział czyjej, ale był związany, więc nie miało
to większego znaczenia. Z trudem podniósł głowę, pulsujący ból tylko się
pogorszył. Tuż obok na ziemi, w jakimś dziwnym porządku, leżały narzędzia.
Większość z nich widział pierwszy raz w życiu, wykluczył więc jaskinię medyka.
Powoli przypominał sobie wydarzenia sprzed tej chwilowej utraty świadomości.
Ruten i Azair!
– Prawie jak
ten seryjny morderca – parsknął śmiechem, co wywołało kolejną falę bólu. Coś
uderzyło w jego bok.
Wtedy się
obudził. Zmiana scenerii nie była jednak zmianą na lepsze. Stał nad nim zniecierpliwiony
Shino.
– Nie wiem
czy bardziej mnie niepokoi, że mówisz przez sen o mordercach, czy że się
śmiejesz, ale wstawaj już do cholery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz