"Najłatwiej wypowiedzieć te kłamstwa, które chcesz, aby były prawdziwe."
Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, że się zjawił w progu jego jaskini. Po tylu spotkaniach, jakie mieli za sobą, Vitale był wyczuć samą aurę, jaką roztaczał wokół siebie Haruhiko. Nadal odmawiał określania go mianem ojca, nawet w myślach. Darzył go nadal zbyt wielkim żalem za pozostawienie jego oraz matki samej, na pastwę losu i przewrotnej fortuny. Pewnych rzeczy się nie wybacza. To była jedna z nich.
— Znowu przybyłeś.
Stwierdzenie Vitale zawisło między nimi jak topór nad głową skazańca. Odpowiedziała mu cisza, która później została przerwana przez stukot pazurów na kamiennym podłożu. Czarne, wychudzone ciało wtoczyło się do środka, aby przystanąć pod przeciwległą do psychologa ścianą. Tradycyjnie opuścił łeb i ogon. Nie miał siły na nic więcej.
— Co tym razem? Przyszedłeś tutaj stać i mnie denerwować? Czy może masz w końcu ten swój cudowny plan, o jakim tyle mówiłeś?
Młodszy wilk aż zatrząsł się z nagle pojawiającej się w nim złości. A może ta od zawsze w nim była, lecz widok ojca tak na niego działał? Nie miał czasu ani ochoty, aby nad tym rozmyślać. Chciał mieć to spotkanie już za sobą.
— Zrozumiałem to — wyszeptał basior, przenosząc ostrożnie ciężar z przednich łap na tylne. Vitale w milczeniu obserwował, jak zad zabójcy opada, a on sam powoli osuwa się na ziemię, nadal jednak wpatrując się w przestrzeń. Jego głos był niski i słaby. Pasował idealnie do wraku persony, jaką był wcześniej. Psychologa od zawsze zastanawiało, jak różnorodne czynniki wpływają na rozwój, a chwilami także degradację, mentalna poszczególnych jednostek. Było to raczej typowe, patrząc na jego profesję. Jako znawca umysłów oraz wszelkich ich meandrów, jakie wilki same boją się zbadać, powinien być w stanie określić bez większych problemów na podstawie szczątkowych informacji. W przypadku Haruhiko, było to niezwykle trudne, zupełnie jakby wiele czynników zlało się w jedną, chaotyczną masę, która skutecznie zatruwała umysł wilka.
— Po tym, jak wróciłem z Podróży, dotarło do mnie, że patrzyłem na to wszystko ze złej perspektywy, bowiem poznałem tylko życie jako nic nieznaczący pionek w tym świecie. Nigdy nie dostrzegałem innego losu, jaki biegł równolegle do mojego. Los, na którego oczy otworzył mi Lucius.
Haru zamilkł na długą chwilę. Tak długą, że psycholog miał wrażenie, iż niespodziewanie przytłoczony ciężarem odpowiedzialności oraz wyrzutów sumienia organizm wilka zaniemógł. Dlatego podszedł na czubkach palców do ojca, upewniając się, że się po prostu zamyślił. Jak zwykle. Ten osobnik zdawał się przebywać we własnym, wyimaginowanym świecie o wiele częściej niż w tym rzeczywistym, w jakim przyszło mu żyć. Niczym niemy obserwator wydarzeń.
— Nie możemy walczyć z Liiveiem jak z wilkiem — podjął porzucony wcześniej wątek. Jego pomarańczowe oczy przygasły. Z każdym słowem zdawał się tracić swe siły. Może po prostu potrzebował odpoczynku. Bogowie wiedzą, ile czasu snuł się w upale o wodze i skrawkach mięsa z padliny, jakie znajdował — Liivei jest czymś więcej. Nie jest nawet demonem czy duchem. Jest... czymś. Energią, pradawną mocą, jaka się uwolniła. Nie może żyć bez swojego żywiciela.
— Którym jesteś ty — dopowiedział Vitale, po czym przysiadł obok leżącego ojca. Ten skinął ostrożnie łbem.
— Musimy doprowadzić do jego Ragnaroku. To jedyna możliwość, aby pozbyć się go raz na zawsze.
— Ragna.. Roku? — powtórzył młodszy basior. Nigdy w życiu nie słyszał tego określenia, dlatego spojrzał pytająco na mordercę. Haruhiko przeniósł wzrok na ciemny pysk syna. W tęczówkach zawirowały niespotykane dotąd iskierki energii.
— Przeznaczenia bogów, Fenrirze — Ku zdziwieniu Vitale, Haru uśmiechnął się słabo, może nawet nieświadomie. Wyraźnie było z nim gorzej. Jednak nie na poziomie fizycznym, a psychicznym. Popadał w szaleństwo, obłęd wręcz, na drodze ku odzyskaniu tego, co utracił.
— Zdaję się, że nie rozumiem dokładnie, co masz na myśli. I nie nazywam się Fenrir, a Vitale. Już ci mówiłem.
— Fenrir przebudził się w chwili, gdy zaszczekał Garm. Rangarok już się rozpoczął. Ragnarok Liiveia. Zmierzch jego panowania — Zabójca zaśmiał się donośnie i potrząsnął łbem — Sköll już złapał słońce, teraz czas na Hatiego.. Musimy przybyć na miejsce, gdzie się to wszystko zaczęło.Poderwał się tak gwałtownie, że Vitale wpierw nie zarejestrował, iż coś się stało. Zamrugał szkarłatnymi ślepiami, po czym także się podniósł. Zatrzymał jednak Haruhiko swym ciałem.
— Gdzie mamy pójść? Ojcze, oszalałeś — To słowo mimowolnie opuściło jego gardło, jakby Vitale utracił kontrolę nad swym umysłem, a może po prostu szaleństwo basiora udzielało się mu.
— Tam, gdzie się to zaczęło, Fenrirze. Tam, gdzie narodził się Jormungand.
Nie pozostało mu nic więcej niż podążyć za wilkiem i jego wizją.
<Następna część>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz