Wadera spojrzała na nowopoznanego basiora.
- Joena. - odparła.
- Całkiem ładne imię. Ej słuchaj, bo ja nie wiem gdzie się teraz mam zgłosić.
- Raczej wogóle nie musisz. Po prostu witaj w naszych progach. - odparła samica starając się uśmiechnąć.
- Łał. Miłe powitanie. Dzięki. - powiedział. Joena westchnęła.
- Jestem ci jeszcze do czegoś potrzebna?
- Widzę, że humorek się skończył.
- Wyobraź sobie, że martwię się o mojego przyjaciela.
- A co? Umawia się z jakąś laską, która jest nieciekawa?
- Nie. Dla twojej wiadomości, możliwe, że został zabity przez własnego ojca. - odparła zła. Joena nie chciała być niemiła dla Leonardo, lecz nie miała na nic siły. Bolało ją to, że znów straciła przyjaciela.
- No to kicha. Ej mam pomysł, jak możesz zająć myśli.
- Słucham uważnie. - odparła Joena.
- Może mnie oprowadzisz po terenach? Co ty na to? - spytał basior. Joena przytaknęła. Pomyślała, że to może się udać i serio zajmie czymś myśli.
- W takim razie chodź.- powiedziała. Basior podszedł do niej.
- Od czego zaczniemy?
- Może od tego co najbliżej?
- Pewnie. Jesteśmy teraz emmm.... przy rzece.
- Tak. Mamy stąd blisko do wioski i Różanego Wodospadu.
- Różany Wodospad? - spytał rozbawiony basior.
- Jest tam dużo róż. - odparła Joena.
- To może lepiej go dopuścimy. Wątpię, że kiedykolwiek tam pójdę.
- Jak wolisz.
- A coś oprócz wsi?
- Las.
- O! No to prowadź mnie do lasu.
- No dobra. Chodźmy. - odparła.
<Leonardo? Wybacz, ale jeszcze przeżywam śmierć Lucasa;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz