środa, 14 sierpnia 2019

Od Ducha - "Dekadencja"

Kolejne pożegnanie. Niewerbalne, bowiem tylko skinęli sobie łbami, mijając się w wejściu. Vitale machnął lekko ogonem, Duch odwrócił spojrzenie. Za dużo. Nie może sobie pozwolić na niepotrzebną wymianę grzeczności, nawet jeśli była tak... Prymitywna. Bowiem lepszego określenia na próżno było szukać, przynajmniej zdaniem wilka. Wszystko, co od momentu pojawienia się szczeniaka robił psycholog zakrawało właśnie o te słowo. Wywnioskował tak z obserwacji swego rodzaju opiekuna. Patrzył z rogu groty, jak samiec każdego poranka wyrusza na polowanie, aby później spożyć posiłek z "podopiecznym", jak sam go określał w rozmowach z pozostałymi członkami watahy, a na koniec dnia spocząć w swym legowisku. Bez żadnego polotu czy chęci do przerwania monotonii w jego życiu.
Tej natomiast Duch nienawidził. Gdy tylko pojawiła się możliwość zbadania nowego, otwartego świata, opuścił ciemne wnętrze jaskini, gdzie aż znieruchomiał od nadmiaru bodźców, dysząc ciężko i rozglądając się wokół. Nie mógł uwierzyć, że wiatr szarpiący jasnym futrem szczeniaka i promienie porannego słońca mogą być aż tak przyjemne. Do tego zapachy. Mąciły umysł basiora, atakowały go i zmuszały do zwykłego stania w bezruchu, aby nacieszyć się pięknem okolicy, w jakiej się znajdował. Bowiem to słowo najbardziej odpowiadało temu, co odczuwał. Ten dogłębny relaks, rozluźnienie i radość z przebywania w miejscu, do którego aż miło powracać myślami.
Pchany typowo szczenięcą ciekawością, zaczął biec przed siebie, z nosem przy ziemi. Vitale oprowadził go po najbliższej okolicy, pokazał też, gdzie przebywać mogą poszczególne wilki z watahy. Nauczył także podopiecznego, jak wydobywać poszczególne wonie z gąszczu innych, dzięki czemu łatwiej mógł poruszać się po nieznanych jeszcze dlań terenach. Tak było w tym przypadku. Gdy tylko jego mały nos wyłapał ciekawie pachnący zapach, w podskokach, na opuszkach łap, pobiegł za nim, czujnie nastawiając uszy do góry.
I wtedy dostrzegł go.
Nie mógł określić miejsca, w jakim się znajdował. Może to był jakiś stawik, może zwykły zagajnik. Duch zbyt bardzo skupił się na leniwie poruszającym się, puchatym celu, jaki to wprawiał w ruch źdźbła wysokiej trawy. Szczenię przyczaiło się, aby w następnej chwili wyskoczyć ze swej kryjówki wprost na jasny ogon swego pobratymca, jaki poczęło przygniatać łapami do ziemi, chcąc pokonać niebezpiecznego przeciwnika raz na zawsze.

<Szkło? Taki o początek, rozwinie się jeszcze ~>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz