"Jesteś pewna, że dałabyś radę ze wszystkim? Nawet stanąć twarzą z ukrytymi realiami?"
Z tymi pytaniami brzmiącymi jak echo, wadera z wyjątkowym trudem otworzyła oczy. Matko, w życiu miała tylko kilka równie podłych nocy, tak jak teraz. Z niemałym trudem zebrała się w sobie, w celu dźwignięcia się na łapy. Jeszcze półprzytomna rozejrzała się. Gdzie ona u licha wylądowała? Ach, racja- wczoraj zaszyła się w papierach w odosobnionej jaskini, czyli musiała przysnąć.
Niczym wesoły szewc, mamrotała brzydkie wyrażenia pod nosem podczas zbierania się do wyjścia. Z obrzydzeniem spojrzała na dokumenty. Walić to. Wróci po nie się później. Najpierw coś wypadałoby zjeść, potem może się martwić obowiązkami. Jak nigdy nie brała sobie wolnego, wyłączając etap z krwawym wypadkiem, tak teraz może sobie pozwolić na jeden, słownie jeden, dzień błogiego lenistwa. Tak! Paletka robi sobie dziś wakacje!
Z tym solidnym postanowieniem, wyszła z jamy i uderzyło ją coś wówczas. Coś jest za cicho. Stanowczo za cicho. Paletka rozejrzała się uważnie. Pierwszym skojarzeniem było coś na wzór opuszczonej rezydencji z pobliskim cmentarzem. Zaraz otrzepała się z tych myśli. Ach te nocne mary, lubiące sobie z niej pożartować. Paskustwo.
Po odrzuceniu niepokojących myśli, skupiła się na szybkim śniadaniu. W sumie, nawet królik wystarczyłby i przymierzała się do cichego poszukiwania śniadania, gdy z nieba dosłownie spadał z agresją jakiś większy ptak. Ptactwo szturmowało w kierunku wadery, bezkonkurencyjnie. Uniknęła żywego pocisku, jednak natręt nie poprzestał na jednej nieudanej próbie. Natarł znowu. Paletka nie rozumiała zbytnio tego ataku, jednak nie zamierzała pozwolić, by przekąska ją pokonała. Nawet z jeszcze zablokowanym dostępem do użycia mocy, zdołała złapać zębami skrzydło i roztrzaskać je. Gdy ptak padł na ziemię z pewnego rodzaju syczeniem, dobiła go. Cóż, był plus- załatwiona sprawa śniadania. Jednak dalej żadnej żywej duszy.
-Coś tu nie gra- mruknęła cicho do siebie. Instynkt jakby wzbraniał się przed wejściem między członków watahy i to ją zastanowiło. Zmysł nigdy jej nie oszukał ani nie zmylił. Co było grane?
Postanowiła jednak mieć się na baczności. Zaraz jednak w duchu częściowo zganiła się za to, gdyż zza krzaków wyłonił się członek watahy. Vinys. Odetchnęła z ulgą w myślach.
-Dzień dobry synu- powiedziała neutralnym tonem. Młody basior spojrzał na rodzicielkę tak, jakby chciał ją ciężko zranić lodem.
-Masz jeszcze czelność odzywać się do mnie?- Warknął robiąc krok ku niej.
-Co masz na myśli?
-Tak bardzo byłaś zajęta tym bachorem, że na mnie brakowało ci czasu. A kiedy ją rozsadziło, to nawet nie wiesz jak się cieszyłem. Chociaż...- Przerwał podchodząc do niej bliżej.- Jesteś nawet mniej od niej warta. Aż szkoda, że to nie ciebie rozerwało... Och, poczekaj. Możemy to jeszcze nadrobić.
Ledwo kończąc zdanie, syn rzucił się na matkę. Jego cel był prosty- zabić Palette. Szybko wykonała unik, ale był szybki, ponowił atak. Gdyby miała odblokowane moce, nie, nawet gdyby mogła, nie dałaby rady wyrządzić krzywdę własnemu dziecku. Ten jednak nie przejmował się więzami krwi, z okrutną łatwością kontynuował nacieranie. Jeśli chciała przeżyć, musiała wykonać jakiś ruch.
I właśnie wtedy dostrzegła dziwną czarną otoczkę nad jego oczyma. To nie może być Vinys!
Co nie znaczyło, że z trudem podniosła ku niemu łapę. W duchu płakała wykonując silny cios ku jego karku, w tej samej chwili, gdy zdołał chwycić w ostre kły drugą łapę. Oboje wydali z siebie zduszone okrzyki: Vinys gdy padł nieprzytomny na ziemię, Palette z chwilą poczucia łamanej kończyny. Zagryzając wargę do krwi, wyszarpnęła ostrożnie zbrukaną przednia łapę ze szczęki syna.
-Tak mi przykro skarbie- szepnęła spoglądając na basiora cofając się i szybko utykając, skierowała się gdzie indziej. Nie uszła za daleko, gdy drogę zagrodził jej bratanek. Spojrzenie Rutena było niemal takie samo, jak u żmii gotowej do ataku. Na pysk wkradł mu się złośliwy uśmiech, widząc ciotkę w takim stanie.
-To niesamowite, że próbujesz coś osiągnąć. Na twoim miejscu, już dawno dałbym sobie spokój z istnieniem. Nawet jak mój ojciec odszedł ze świata, wolałaś zająć się nią. Bałaś się stawić czoła z prawdziwym wilkiem z prawdziwymi problemami? Zawsze szłaś na łatwiznę. Suko.
Przystąpiła do obronnej pozycji gotowa do ataku z jego strony, jednak ten nie nadszedł. Ruten jak gdyby nic, podrzucał strzykawkę w łapie. Obszedł ją.
-Nie mam zamiaru marnować na ciebie swojego czasu. Chociaż może inni poczują się urażeni, że jeszcze chodzisz.
Bez ostrzeżenia wyjął znienacka nóż i nim się spostrzegła, wyła z bólu. Ruten z okrutnym wyrazem pyska w jednej łapie trzymał ociekające krwią ostrze, natomiast w drugiej odrąbane w sporej części śliczne ogony wadery. Z kawałków które jej zostały, sikała krew.
Padła na ziemię wbijając pazury w glebę, podczas gdy Ruten swobodnie odszedł z trofeum. Bardziej niż ból, przerażała ją łatwość z ruchu bratanka. Z oczami pełnymi łez, sięgnęła po długie liście z zamiarem wykonania zacisku na ogonach w celu zapobiegnięcia utraty większej ilości krwi.
Po wykonaniu prowizorycznego opatrunku, z trudem ruszyła szukając schronienia. Niestety, nie było to możliwe. Kiedy dotarła do okolic miejsca, gdzie oficjalnie poznała się z przyjaciółmi za szczenięcia, natknęła się na Naoru z Sangre, przed którymi musiała ratować się ucieczką. Ich słowa były gorsze niż same czyny, które poskutkowały dwoma pociskami, rozrywającymi jej skórę na plecach i karku.
-Jesteś nic nie warta. Nie powinnaś się urodzić. Same problemy ściągasz.
Drżące łapy odmówiły posłuszeństwa, opadła w niedalekiej odległości od jaskini, którą dzieliła z partnerem i dziećmi, gdy były młodsze. Zaczynała tracić w zastraszającym tempie siły ale to nie było najgorsze.
Znacznie gorszym faktem było to, że każdy z tą niepokojącą otoczką nad oczyma, zdawał się wwiercać się z ukryte żale jej samej. Każdy wyciągał i brutalnie uderzał ją myślami, które trzymała głęboko w sobie. Jak to wieczne poczucie winy, które nosi się w sercu cały żywot.
To by błąd, że na ta chwile dała się pogrążyć w emocjach. Boleśnie zdała sobie tego sprawę, gdy ktoś okrutnie złapał ją za przysłowiowe kłaki i wbił głowę w ziemię, z zamiarem podduszania.
-Żadna nadzieja, że będziesz miała jakąkolwiek władzę, tytuł młodej alfy dawno straciłaś. Nie jesteś nic warta dla mnie. Było się poddać Goth'owi, przynajmniej przez chwile znaczyłabyś coś- warczał Kuraha podnosząc ją za włosy i ciskając coraz bezradniejszym ciałem Paletki na niedaleki kamień. Jęknęła, czując powstającą ranę na boku.- A mogłem próbować u Kamy, przynajmniej dałaby mi jakieś wizje dobrej przyszłości.
Uniósł łapę, przed którą już nie miała jak się bronić. Z całej siły uderzył ją z pazurami, wykonując ogromne szramy na jej pysku i oku. Sądząc po wrzasku bólu, chyba pozbawił ją wspomnianej gałki.
-Prze... praszam- płacząc z bólu, chwyciła się za wnękę, gdzie jeszcze kilka sekund temu gościła fioletowa kulka. Wiercąc się z bólu, z trudem zarejestrowała zniekształcone słowa białego.
-Zdechnij lepiej.
.
.
.
Ledwo kontaktując z bólu, usłyszała stłumiony chichot. Z największym trudem lekko przesunęła głowę, dostrzegając siedzącą w wyproście małą postać. Szczenięcą postacią, która spoglądała na nią życzliwie z uśmiechem, była Blue Dream.
-I jak?- Spytała zaciekawiona.- Dalej jesteś pewna swego?
-Co?- Spytała słabo. Po ponownym otwarciu oczu, siedziała już dorosła córka. Coś wystrzeliło z boku, oplatając jej szyję ubrudzoną własną krwią, dusząc ją uniesioną w powietrzu.
-Dasz radę słysząc swoje winy?- Granatowa szepnęła słodko. Matka nie była w stanie wydać z siebie jęku. Blue była szybsza. Obłok stanowiący jej włosy zawirował przyjmując kształt, który zaraz zaatakował ją.
Dream wpatrywała się radośnie w osuwające się ciało białej, podczas gdy jej głowa jeszcze nie opadła na ziemię z fontanną krwi. Wykonanie ścięcia ochlapało ją krwią Paletki, ale widok rozdzielonego na dwie osobne części ciała był rozczulający.
Palette gwałtownie się zerwała, brutalnie odtrącając papiery. Mrugając, rozejrzała się i dla pewności jeszcze musiała sprawdzić, czy żyje. Uszczypnęła się i czując ból, dotarło do niej, że to był sen.
Tylko zły sen....
Po czym, po raz pierwszy w życiu, Palette zaczęła dzień od napicia się czegoś wysokoprocentowego. Tak dla uspokojenia kołatania serca.
To był tylko zły sen powtarzała sobie w duchu.
Po czym, po raz pierwszy w życiu, Palette zaczęła dzień od napicia się czegoś wysokoprocentowego. Tak dla uspokojenia kołatania serca.
To był tylko zły sen powtarzała sobie w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz