Udałam się na step, przelatując szybko ponad lasem. Pusta, sucha, otwarta przestrzeń dawała mi spore pole do popisu w przestrzeni powietrznej. Jedynym mankamentem było mocno grzejące o tej porze i oślepiające słońce. Znalazłam dwa punkty orientacyjne, sucholubny krzew i martwy, wystający ze żwirowo-piaskowego morza korzeń, znajdujące się prawie na tej samej linii. Wzniosłam się w powietrze, zrobiłam krótką rozgrzewkę i przeszłam do właściwej części treningu. Starałam się zmieścić jedną świecę pomiędzy dwoma obiektami, co nie było wbrew pozorom zbyt proste. Mimo to już po pierwszej próbie na moim pysku moje kąciki warg się podniosły. Niebooki siedział nieopodal i przyglądał się moim poczynaniom.
Jak się okazało, jego szponiaste skrzydła nie robiły tylko za ozdobę i już po chwili dołączył do mnie, z drapieżnym uśmiechem prezentując swoje umiejętności. Trochę mu go starłam, prześcigając przy jednej z ewolucji. Na koniec powoli rozluźniłam mięśnie za pomocą lekkich akrobacji i pożegnałam się z "przyjacielem".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz