- Oczywiście, że ci pomogę - uśmiechnąłem się jeszcze raz, teraz nieco słabiej, delikatnie otrzepując się z piachu, przy czym równocześnie dotarło do mnie z całą mocą wcześniejsze zmęczenie, które towarzyszyło mi przez ostatnie ładnych kilka godzin, gdy ślęczałem nad papierami w jaskini śledczych w WWN, a potem powłócząc nogami wracałem do domu, zanim jeszcze rozbudził mnie tak nagły atak od strony ogona.
Zatem naprzód, idziemy do mojej bazy.
Przechyliłem głowę, z zastanowieniem przyglądając się białemu szczenięciu. Cisnęło mi się na usta tylko jedno pytanie. Postanowiłem jednak nie zadawać go na razie. Kapitan Duch wydawał się być tak zaangażowany i tak pewny tego, co planował zrobić, że jakoś niewypowiedzianie głupio było mi przerywać jego zabawę. Po chwili odwróciłem się więc i podążyłem za nim bez słowa. Znów przestałem zważać na zmęczenie. Nie dlatego, że byłem mało asertywny, czy coś podobnego. Ale w przekazie szczenięcia była taka siła, że nie miałem ani serca, ani ochoty odmawiać.
Nie minęło wiele czasu, gdy stanęliśmy przed gąszczem cienkich gałęzi małych, suchych sosenek. Niepewnie machnąłem ogonem.
- To tutaj? - zapytałem.
Już niedaleko.
Nagle pod naszymi łapami przepełzło jakiś kolorowe zwierzątko. Zamarłem na ułamek sekundy, zanim zorientowałem się, że to tylko młody wężyk. Duch tymczasem cofnął się gwałtownie, zatrzymując dwa kroki dalej, na wysokości moich tylnych nóg. Zerknąłem na niego kątem oka.
- To jeden z nich?
Nie lubiłem zabijać bez powodu. Wolałbym jednsk usłyszeć, że to nie ten wąż, że tamte, złe, są tak naprawdę wytworami wyobraźni Ducha. Wszystko jednak, jak do tej pory, wskazywało na to, że szczeniak... boi się węży?
Oczywiście, wiedziałem, że wąż w niektórych kręgach był niezbyt lubianym zwierzęciem, w niektórych podobno utożsamiany ze złem, ale ja, jako wilk, nie będąc ani myszą, ani człowiekiem, nie miałem do niego zupełnie nic.
< Duchu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz