Kiedy Duch zaczął okrążać mnie, nieco zabawnie wyprężając chudziutką pierś, muszę przyznać, że ledwie powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem. Nawet nie przez sposób, w jaki paradował wokół mnie, lecz bardziej przez pytania, które koniec końców zadał. Przyszło mi więc do głowy, że tylko niewinna, bujna, dziecięca wyobraźnia mogła wymyślić takie rzeczy. Ale nie można, nie można śmiać się z tego. Mógłbym przez przypadek jakoś urazić jego wewnętrzne poczucie godności, a to byłoby przecież nie do przyjęcia.
- Zwą mnie Szkło, Panie Kapitanie - zwróciłem się do niego, z jednej strony chcąc powiedzieć to w sposób stanowczy, w jaki zwykłem zwracać się do innych z racji pełnionej przeze mnie w watasze funkcji, z drugiej próbując jak najbardziej wyciszyć brzmienie swoich słów, mimo wszystko bowiem czułem się trochę dziwnie, gadając do milczącego i zachowującego się w (nadal nie mogłem pozbyć się tego wrażenia) podejrzany sposób szczenięcia. Ten tylko poważnie pokiwał głową, dając mi do zrozumienia, że mam Mówić dalej. Co tam było następne? Ach tak, skąd pochodzę.
- Pochodzę, Kapitanie... - zawahałem się. "W dużej mierze stąd" - chciałem powiedzieć w pierwszej chwili. Ugryzłem się jednak w język, przypominając sobie, że nie można przecież nazwać mnie wilkiem pochodzącym z WSC - z ziem nienależących do żadnej watahy. Ot, dawniej dziecko, włóczęga, teraz już chyba po prostu szary obywatel. A co do księżniczki Różanego Wodospadu... - przypomniałem sobie kolejne pytanie małego wilka - o nie, została porwala? - nieśmiało przekrzywiłem głowę, śledząc wzrokiem krążącego wokół mnie kapitana Ducha, który zakończył właśnie zgrabne kółko i stanął znów naprzeciw mnie, żeby nie powiedzieć, choć byłoby to może nawet bardziej prawidłowe, nade mną. Nie byłem przekonany, czy to co powiedziałem było właściwą odpowiedzią w tej zabawie, ale naprawdę nie miałem pojęcia kim do jasnej jest księżniczka Różanego Wodospadu - z przyjemnością pomogę ją odnaleźć, możesz być tego pewny - z wyrazem pyska równie poważnym, co mój rozmówca, skinąłem głową - węże... - niepewnie potoczyłem wzrokiem wokół - a, węże. Stare dzieje, Kapitanie... od lat nie mam z nimi nic wspólnego, przysięgam! - lekko uśmiechnąłem się pod nosem.
< Duchu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz