Konwalia patrzyła na nowoprzybyłych zza krzaku róż. Kolce lekko kłuły ją w pyszczek, ale nie robiły jej zbyt wielkiej krzywdy, więc całkowicie skupiła się na Tym Nowym Wilku.
Jeszcze go tu nie widziała, a zdążyła przepatrzeć całą watahę. Gdy opowiadała o tym Azairowi, wyglądał na dumnego. Była pewna, że tego wilka Aza nie zna, więc będzie jeszcze bardziej dumny, jeśli mu o nim opowie.
Gdy wilki pogrążyły się w rozmowie, Konwalia całą swoją uwagę skupiła na Tym Nowym.
Był wysoki i dobrze zbudowany, na pewno z niejednym poradziłby sobie w walce. Jego sierść miała kolor miodu, a oczy były niebiesko- czarne.
Czy wszyscy muszą mieć takie dziwne oczy? Ruten, Azair, nawet ciocia Iryd (Mundusa pod uwagę nie bierzemy, to ptak...). Tylko ona sama i mama mają normalne oczy.
Konwalia lubiła swoje oczy. Były jak niebo w bezchmurne południe, takie, do którego oglądania aż rwie się serce. Takie, na którym lubią latać ptaki.
Ale znowu odbiegamy od tematu. Cóż, powinna nieco powściągnąć swoje rozbiegane myśli, bo zwykle wygląda to tak, że zaczyna myśleć o kamieniu, a kończy na działaniu ogona jaszczurki. Wiecie, że jak go oderwiesz, to jej odrośnie. Fascynujące!
Trzeba wrócić jednak do akcji właściwej, nawet jeśli wszystko inne jest bardziej interesujące.
Basiory rozmawiały o czymś, ale mała waderka, chcąc nie chcąc, zaczynała się już nudzić. Ileż można tak głupio gadać o niczym?
Z ich rozmowy zdołała wywnioskować, że przyszli tu spod jaskini byłego alfy. Mama wyjaśniła już Konwalii, co się z nim stało. Nie powiedziała jednak, w jaki sposób, więc mała waderka miała ogromne pole do popisu. Wszystkie jej sny pełne były wyobrażeń tragicznego zgonu Zawilca. Zawilca Niepokonanego, jak prześmiewczo nazywał go czasem Azair.
Konwalia postanowiła w końcu wyjść zza krzaków. Spojrzała w jedną, potem w drugą stronę, następnie odgarnęła łapką gałąź krzaka, a finalnie wyskoczyła ze swojego kamuflażu.
— Konwalia Jaskra Jaśminowa! — zawołał na jej widok Agrest, przerywając rozmowę z tym Innym Wilkiem. — Długo się tu chowałaś?
— Jeszcze trochę przed tym, jak przyszliście — wyznała z rozbrajającą szczerością. Nie wstydziła się podsłuchiwania. Niczego się tak w zasadzie nie wstydziła...
Ten Nowy patrzył na nią z umiarkowanym zainteresowaniem, więc Konwalia skierowała do niego najpiękniejszy, najbardziej promienny, najsłodszy uśmiech jaki miała w zanadrzu.
— Jestem Konwalia Jaskra Jaśminowa — przedstawiła się, wyciągając do niego łapę. — Ale proszę mi mówić po prostu Konwalia.
— Leonardo Firestar — odparł wilk, ale ściskanie łap szczeniaków najwyraźniej uznał za czynność poniżej jego godności.
< Agrest? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz