Adrenalina ponownie ogarnęła ciało basiora, przez co ten zaśmiał się szczekliwie, przeskakując ponad kamieniami oraz zgrabnie przemykając między drzewami. Czuł zapach, nie, smród strachu, jaki roztaczała wokół siebie Aasha. Bała się. To dobrze. Chciał, żeby była przerażona, jak zagonione w kozi róg zwierzę.
— Nie możesz uciekać w nieskończoność, Aaasha! — zawołał ze śmiechem, przeciągając poszczególne litery. Zbliżył się do jelenia na tyle, aby móc wyczuć kolejny punkt na jej nodze. Skupił się na drugim stawie, przecież samica nie będzie mogła uciec, wlecząc za sobą nogi, czyż nie?
Tym razem nie udało się mu, gorzej, nagły ból zaatakował jego głowę. Zatrzymał się poprzez wbicie pazurów w ziemię. Opuścił pysk ku ziemi, pozwalając krwawym kroplom spaść na ściółkę. Słyszał, że jego ofiara wykorzystuje okazję, aby uciec. Przeklnął samego siebie w duchu. Cholera! Nie może przestać, nie teraz, nie w tej chwili!
I wtedy właśnie dostrzegł, jak szkarłatne kule unoszą się wokół niego, wirując w upiornym, lecz pięknym tańcu. Na jego pysku pojawił się cień uśmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz