- Kzeris?
- Boję się - wyszeptała. Nasze głosy ucichły zmieszane z szumem krótkich, urywanych oddechów, w których słychać było wirujące wokół hormony stresu. Miałem wrażenie, że ich ilość zwiększyła się momentalnie chwilę wcześniej, gdy obok klatek pojawił się człowiek. Nie chciałem pozwolić muz zabrać mojej towarzyszki. Wiedziałem, żw gdyby zorganizowali jeszcze jedną walkę między mną a jednym z ich psów, miałbym nadal dużo większe, niż on szanse. Ale Kzeris... choć nie wyglądała na słabą i nie miałem wątpliwości, że skrywała w sobie dużo wewnętrznej siły, szczególnie biorąc pod uwagę wszystko, co do tej pory przeszła, bardzo się o nią bałem. Bałem się o jej zdrowie, o jej wrażliwą duszę... wiedziałem, że ciągły niepokój, któremu była poddana, jest niebezpieczny. Bardziej, niż agresywne psy.
- Kzeris, posłuchaj - powiedziałem cicho, starając się nie przekazać wilczycy nagłego poczucia bezsilności, które właśnie mnie dopadło - pójdź z nim, uspokój się. Postaraj się jak najdłużej nie walczyć, proszę, spróbuj... mi się nie udało, ale tobie...? Znasz te psy, graj na zwłokę. Wytrzymaj jak najdłużej, a gdy nie będą patrzyli, ja postaram się jakoś stad wydostać. Potem przyjdę po ciebie, rozumiesz? Zostań tam jak najdłużej - szybko wypowiadałem kolejne słowa, nerwowo patrząc w oczy wadery, którą mężczyzna zaczął właśnie wyciągać z klatki. Przestała zapierać się wszystkimi czterema łapami, jeszcze przez chwilę patrząc mi w oczy. W ostatniej chwili, nim zniknęła pośród setek metalowych prętów tworzących kraty klatek, kiwnęła głową. Dlaczego tylko nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jej oczy były... zawiedzione?
Potrząsnąłem głową. Zostałem sam.
Nadszedł czas, by walczyć. Jak zamykają się te klatki? Na klucz? Nie... tu jest jakiś zamek...
Na drżących z emocji łapach pochyliłem się nad wystającym z drugiej strony krat skoblem. Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej... gdybym bardzo się postarał, dałbym radę je otworzyć.
Jeszcze przez chwilę kręciłem się niespokojnie przy zamku, aż wreszcie desperacko zacząłem gryźć go, wciskać pysk między kraty, z każdą chwilą coraz bardziej rozpaczliwie. Nie otworzę... mój pysk jest za duży, nie wciśnie się między pręty...
Nagle podniosłem wzrok i nastawiłem uszu na odgłos, który dochodził z ciemności. Tak, było już zupełnie ciemno. Nad moją klatką pojawił się człowiek.
- A co my tu robimy, co? - uśmiechnął się lekko i podparł boki rękoma. Powoli odsunąłem kły od prętów i zawarczałem głucho.
< Kzeruś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz