Niechętnie pozwoliła basiorowi wybierać drogę i stanowić dla siebie oparcie na trudniejszych odcinkach. Całe szczęście przebyli ją w milczeniu; jałowa dyskusja była teraz ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, bynajmniej nie z powodu ran czy faktu, że za towarzystwo miała wyłącznie bordowego osobnika. Wyczerpanie wadery wynikało w dużej mierze z utraty krwi, a w takim przypadku do ustabilizowania stanu potrzebne było coś, czym nie dysponowała. Czas.
— Kładź się. - rzekł rozkazującym tonem. Posłała w jego kierunku spojrzenie, jakie otrzymują zwykle natrętne insekty tuż przed swoją śmiercią.
— Chyba żartujesz. - prychnęła cicho, siadając kilka kroków dalej w plamie słońca. Nagle zrobiło jej się słabiej. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Po kilku głębokich oddechach odzyskała względną jasność umysłu.
— Poczekaj tu na mnie, zaraz przyniosę igłę i nici. - rzucił krótko wilk, już po chwili znikając w leśnej gęstwinie. Jeszcze przez chwilę patrzyła w tamtą stronę, jakby miał nieoczekiwanie wrócić, po czym przewróciła oczami i rozejrzała się po okolicy. Znajdowała się w środku rosnącego na łagodnie opadającym zboczu lasu iglastego, z wyjątkowo gęstym podszytem. Kto normalny trzyma u siebie igły i nici...? - była to pierwsza mało przytomna myśl, która nawiedziła jej umysł. Och, skup się.
Obróciła głowę najbardziej, jak się dało, by przyjrzeć się uważnie ranie. Faktycznie była spora opuchlizna, lecz niedużo zakrzepłej krwi, więc rana nie mogła być zbyt głęboka. Czy dosięgła ścięgna, powątpiewała w to, ale staw przy nasadzie skrzydła wydawał się lekko...wygięty? W każdym razie w porównaniu z drugim nie było to naturalne ustawienie. Zapewne stąd wynikał cały ból przy jakichkolwiek ruchach. Bardziej przejmowałaby się przednią łapą.
Więc ma tu tak po prostu...zaczekać? Może zacząć wracać do skupiska jaskiń, lecz nie ma pewności, czy da radę. Próba wezwania pomocy może przyciągnąć jakieś zagrożenie, i Rutena, rzecz jasna. Jego zachowanie było nieprzewidywalne i raczej niegodne zaufania. Chyba wolę powierzyć swoje zdrowie i życie wykwalifikowanemu medykowi, niż samoukowi z różnymi skłonnościami. - podjęła ostateczną decyzję. Wstała już, kiedy wyczuła zbliżającego się basiora. Równocześnie przed oczami znów stanęły jej mroczki. Za dużo siedzenia na słońcu. Odruchowo postanowiła szybko położyć się w pobliskim cieniu.
Słyszała kręcącego się w pobliżu wilka i pacnięcie czegoś o ziemię. Po chwili poczuła jego dotyk na swoim nadgarstku. Hahah...nie martw się, trup zaraz ożyje. Bordowy osobnik odszedł na moment, a po jego powrocie zaległa pełna napięcia cisza. Wilczyca miała złe przeczucia. Otworzyła szeroko oczy, po czym natychmiast odsłoniła kły. Było to jednak zbędne. Ruten upuścił przedmiot wbijając smutne i nieco zdziwione spojrzenie w ziemię. W tej samej chwili rzuciła się do przodu, opętana żądzą mordu. Kłami rozszarpała kawał skóry na karku basiora. Jęknął cicho, ale poza tym wydawał się zupełnie bierny na działania z zewnątrz. Wadera, wyładowawszy pierwszą falę mroczniejszej części jej natury, cofnęła się kilka kroków i skuliła w sobie. Straciła kontrolę nad sytuacją. Nie mogę tego zrobić...Ty wiesz. Syknęła przez zęby, orając pazurami pierś. Jej towarzysz wpatrywał się w otoczenie obojętnym i pełnym żalu spojrzeniem. Był teraz uosobieniem rezygnacji i niemocy. Ten nietypowy widok sprawiał jej pewną przyjemność.
— Dlaczego? - spytała jedynie z nutą wściekłości. Dlaczego ciągle się o to prosisz? Bordowy wilk otworzył pysk jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Moc po kilku sekundach odeszła, a on odzyskał jasność umysłu. Resztki obojętności i marazmu zniknęły z jego oczu, a zastąpiło je coś, czego najmniej by się po nim spodziewała: strach.
Po chwili jej uwagę zwróciło jednak również to, że nie patrzył na nią, a przez nią. Instynktownie uskoczyła w bok, co uratowało ją przed wpadnięciem w łapy potężnego drapieżnika. Tygrys z rozpędu zabrał się za Rutena, nie tracąc czasu na zawracanie. Wilczyca bez wahania rzuciła się do ucieczki. Oddaliła się już przynajmniej dwadzieścia skoków dalej, kiedy usłyszała, iż basior przyłączył się do ucieczki. Kot nie odpuszczał.
— Nie możesz...go obezwładnić? - wykrzyknął jej towarzysz, zrównując się z waderą. Ta przygryzła tylko wargę, skupiając się na biegu.
Powoli, lecz nieuchronnie, zaczął ją wyprzedzać. Wola życia okazała się wystarczająco silna, by i ona przyspieszyła. Wtedy znienacka zacisnęła mocno szczęki na jego tylnej nodze i pociągnęła do tyłu. Zaliczył oczywiście glebę. Cudem utrzymała równowagę i sama pruła dalej do przodu. Biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą ten pan próbował ją co najmniej skrzywdzić i tuż po tym znalazła się w sytuacji zagrożenia żywota, czyn ten nie powinien dziwić.
< Ruten? Ja już nie mam siły na wyciąganie ich z tego bagna, ty coś wymyśl XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz