Przez ostatnie tygodnie krążyłem jak satelita pomiędzy jednym, a drugim posterunkiem, raz siedząc w tym swoim, jak teoretycznie powinienem na ogół, raz wracając na południe, do przyjaciół z WWN. Przez cały ten czas wspólnej pracy stali się dla mnie tak samo bliscy, jak członkowie mojej watahy. Brus, Silwestr i strażniczka Opal, która czasem pojawiała się w jaskini śledczych, by jak dobry duszek pierwiastka żeńskiego coś tam po swojemu pomóc, doradzić, zauważyć coś, czego nikt wcześniej nie zauważył.
Głupio to przyznać, ale siedziba śledczych WSC nigdy wcześniej nie wydawała mi się tak bliska. Jeśli zastanowiłbym się nad tym dłużej, doszedłbym pewnie do wniosku, że to obecność Vinysa sprawiła, że zacząłem odwiedzać tamto miejsce z większą niż dawniej pasją zawodową. Wcześniej, gdy byliśmy tam tylko we dwóch z Azairem, czegoś brakowało. Może tej nieodgadnionej nici porozumienia, jaką można dostrzec czasem pomiędzy niektórymi wilkami. Tak, Azair był kimś zupełnie różnym ode mnie. Choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka, czułem to podświadomie. A Vinys? Może przez jego stoicki spokój, może przez ciche i mało angażujące usposobienie, przebywanie z nim sprawiało mi czystą przyjemność. Nawet jeśli byliśmy od stóp do głów zawaleni dokumentami i czekały nas godziny długiej, monotonnej pracy w milczeniu. Nie sądziłem, by cieszyło go to tak samo, jak mnie, ale zdawał się akceptować moją bardziej żywiołową naturę i to w zupełności wystarczyło. A że nie gadałem przez cały czas i tak jak on lubiłem czasem pomilczeć, nasze współdziałanie nie ograniczało się jedynie do wspólnych rozmów. Kiedy kończył się temat, po prostu następowała cisza i z zadowoleniem mogłem zauważyć, że nie było w niej niczego krępującego.
- Jak wygląda sprawa u naszych sąsiadów? Mają coś nowego? - zapytał pewnego dnia Vinys, wstając i rozciągając zmęczone długim przebywaniem w jednej pozycji mięśnie. Pracowaliśmy akurat nad dokumentacją jakichś spraw. Niepewnie wzruszyłem ramionami.
- Nic. Nic się ostatnio nie dzieje. Jest aż zbyt sielankowo, prawda?
Z uwagi na wydarzenia ostatnich miesięcy, przyzwyczajeni byliśmy do ciągłego wysiłku umysłowego i nawału obowiązków.
- No to chyba koniec pracy na dziś - westchnął, drapiąc się za uchem. Również wstałem i odetchnąłem z ulgą.
- A może moglibyśmy przejść się wzdłóż granicy i sprawdzić, czy żadnej nowej sprawy oby na pewno nam nie przybędzie? Ostatnio niczego nie można być pewnym, mamy niespokojne czasy.
Zastanowił się przez chwilę i w milczeniu pokiwał głową.
Droga mijała powoli, i Vinys i ja byliśmy pewni, że nie damy rady dotrzeć do południowej granicy terenów WSC. Wieczór nadchodził wielkimi krokami i można było spodziewać się rychłego zajścia słońca. Większość drogi przebyliśmy w milczeniu. Dopiero gdy zbliżaliśmy się do południowej granicy lasu, nagle przyszło mi do głowy pytanie, które po prostu musiałem zadać.
- Vinys, interesują cię trochę relacje międzywilcze?
- Trochę. A dlaczego pytasz?
- A, tak jakoś sobie pomyślałem, że jak będziemy musieli kiedyś przesłuchać trudnych świadków, przydałoby się mieć w ekipie kogoś, kto nie będzie miał problemu z przedarciem się przez ich psychikę.
- A ty masz z tym problem?
- Nieee... po prostu mam wrażenie, że jestem za prosty na mistrza psychologii - uśmiechnąłem się.
- Dlatego praca śledczego opiera się na zaufaniu. Nie tylko innym, ale przede wszystkim i sobie - Vinys zmarszczył brwi i wbił wzrok przed siebie.
- Nie uważasz z resztą, że jedno bierze się z drugiego?
- Być może w pewnym sensie.
- Jak długo można uciekać od zaufania? Nie ufamy innym wilkom, w porządku. Ale sobie ufamy, pokażmy więc, że inne wilki również mogą zaufać nam.
- Wtedy może sami w końcu odkrylibyśmy, że warto jest czasem uwierzyć, bo dzięki nam jakieś dobre dusze w końcu również pójdą podobną drogą. Ale czy warto uwierzyć, Szkło?
Nie wiedziałem. Łatwo jest sprawić, byśmy wierzyli w zło. By uwierzyć w dobro, bez wątpienia trzeba postarać się bardziej.
Znów przez chwilę szliśmy w milczeniu. Noc jednak zbliżała się nieuchronnie i koniec końców nasze drogi rozeszły aię zanim dotarliśmy do końca trasy. Trzeba było jeszcze odpocząć, by następnego dnia znów być w pełni sił.
Nazajutrz wstałem wyjątkowo wcześnie. Dokończyłem jeść zwłoki sarny, które upolowałem poprzedniego dnia z Brusem i nie czekając, aż zrobi się zupełnie jasno, wybrałem się na nasz posterunek. Na miejscu spodziewałem się nie zastać jeszcze nikogo, ale tym razem ktoś inny był tam pierwszy.
- Mundurek! - zamachałem ogonem, widząc przyjaciela siedzącego przed jaskinią i wygrzrwającego w promieniach słonecznych swoje pióra - co cię tu sprowadza?
- No proszę, zapomniałeś już, z kim pracujesz - uśmiechnął aię lekko, podnosząc się z ziemi. Spuściłem wzrok. Pojawiał się tam tak rzadko, że rzeczywiście zapominałem już chwilami, że działa w wywiadzie.
- Z czym tym razem przychodzisz? - zapytałem - z resztą wejdźmy najpierw do środka.
- Widzisz - zwrócił się do mnie, gdy byliśmy już wewnątrz - mamy z tym problem. Przy granicy z WSJ dzieją się znowu jakieś dziwne rzeczy. Wczoraj pobili do nieprzytomności jakiegoś wilka...
- Tamci? Kogoś z naszej watahy?!
- Widzisz, właśnie niezupełnie - mruknął - jakiś przybysz. Szuka miejsca, by odpocząć po podróży, idzie z zachodu na wschód, trzy wilki z WSJ zaatakowały go tuż przy naszej granicy.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo na zewnątrz dały się słyszeć kroki. Do jaskini wszedł Vinys.
- Dzień dobry - przywitał się chłodno, widząc, że w jaskini jest ktoś obcy.
- Dzień dobry - odrzekł cicho ptak, na chwilę przenosząc wzrok na drugiego śledczego - to może ja powtórzę. Przy granicy z WSJ doszło do ataku na wędrowca... teoretycznie powinni zająć się tym zwykli strażnicy, ale został nam tylko Naoru. Poza tym, jest coś jeszcze. Tamten basior twierdzi, że idzie do jakiejś watahy ze wschodu, jeszcze za naszymi terenami. A co jest na wschodzie? - westchnął i popatrzył na mnie.
- Morze - zmarszczyłem brwi - gdzie on teraz jest?
- W jaskini medyka.
- To co, idziemy, chłopaki - energicznie wstałem ze swojego miejsca, czując wezwanie nowej akcji - zaraz, czy wy się juz znacie?
- Nie... nie miałem przyjemności, Mundus moje imię - szary ptak niepewnym ruchem wyciągnął szpon do Vinysa. Ostatnio zdawał się być dziwnie przygaszony. Wilk z rezerwą podał mu łapę.
- Vinys.
- No, to już się znacie - już wyobrażałem sobie następne śledztwo. Chciałem jak najszybciej przesłuchać tego tajemniczego "przybysza".
< Vinysiu? Świat by upadł, gdyby w opowiadanku ze Szkiełkiem nie pojawił się w końcu ten typ xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz