Wciąż starałem się tak samo, biegałem przez długie dystanse by wyćwiczyć wytrzymałość, biegłem wciąż przed siebie. Całe moje życie, choć oparte przecież nie jedynie na treningach, było jak ten bieg. Bez zadyszki, szybciej i szybciej, wciąż z niecierpliwością sprawdzając, czy już mogę jeszcze szybciej. Czy już dam radę dłużej, czy nadal muszę czekać. Zarówno codzienne ćwiczenia, jak i całe moje życie były głównie wysiłkiem i wyczekiwaniem.
Uporczywie zginając łapy, pędząc przed siebie jak wiatr, nie oglądałem się na świat dookoła. Wtedy, w tych krótkich chwilach, byłem tylko ja i moja droga. Poza nimi, w moich oczach o stonowanej barwie walczył o uwagę cały świat. Nie chciałem zajmować się jedynie sobą. Miałem przecież tyle dusz wokół, tyle serc do rozgrzania, tyle oczu oczekiwało, że ktoś w nie spojrzy. Chciałem w nie patrzeć.
Tego dnia Mundurek zaprowadził mnie w góry. Tam zbiegając z jednego zbocza na drugie ćwiczyłem mięśnie różnych okolic nóg i w ogóle, ciała. Tym razem robiłem to dla siebie. I po to, by móc przyczynić się choć trochę do budowania silnej, odpornej populacji wilka w WSC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz