środa, 14 sierpnia 2019

Od Palette - "Brakujące kawałki", cz. 9 FINAŁ

-Palette? PALETKO!
Ktoś dopadł do leżącej wadery i zaraz sprawdził jej funkcje życiowe. Żyła, na szczęście. Kuraha, bo to on natrafił na ukochaną, dostrzegł strużki łez u omdlałej i mały mokry obszar gleby. Szepcząc cicho, podniósł ją i dostrzegł, jak z trudem otwiera oczy, tak zaczerwienione od płaczu. Ta silna wadera była teraz niczym szmaciana lalka, bezsilna.
-Co się stało?- Spytał gorączkowo podnosząc ją.
-Silne zaklęcie- powiedziała słabo. Basior wziął ją na własny grzbiet.
-Wracamy do domu- powiedział ruszając.
Kuraha szedł w ciszy, najpewniej zastanawiając się, co to musiała być za magia, jeżeli zastał partnerkę w takim opłakanym stanie. W tym samym czasie, Palette odpłynęła w zbawienne objęcia snu. Cały czas jednak myśli wirowały jej wokół zagadkowej wizji. Co ona mogła oznaczać?
Dobre kilka godzin później ocknęła się, odnosząc przy tym wrażenie, jakby była użyta dotkliwie w formie trampoliny. Westchnęła zza zaciśniętych zębów, podnosząc obolałą głowę, którą zaczęła również masować. Kolejny powód dla którego rzadko używała innej magii niż tej, która była wpisana w używane przez nią moce.
Ach, moce. Póki co była pozbawiona użycia ich. Ale, za maksymalnie tydzień, odzyska do nich dostęp. Póki co, zależało jej na odzyskaniu formy.
-O, obudziłaś się- westchnął z ulgą wchodzący Kuraha. Podążyła za nim wzrokiem.- Ostatnimi czasy próbujesz się mnie pozbyć na atak serca?- Zażartował. Posłała mu słaby uśmiech.
-Prędzej weźmiesz ze mną rozwód- odparowała znacznie silniejszym głosem niż ostatnio, gdy została znaleziona. Zaśmiali się. Zaraz zapytał się z troską- jak się czujesz?
-Niby lepiej ale jakbym została zjedzona, wypluta i służyła całą noc za parkiet watahy na całonocnych tańcach- mruknęła przecierając sobie skronie. Słysząc lekkie szuranie po posadzce, otworzyła lekko oko by dostrzec przed sobą miskę z wodą. Posłała partnerowi spojrzenie z wdzięcznością nim schyliła się by uzupełnić płyny. W tym samym czasie gdy ona piła, basior usiadł obok z zamyślonym wyrazem pyska.
-Nie zapytam o potrzebę użycia tego zaklęcia, ale co to była za siła, że skończyłaś w takim stanie?- Odezwał się gdy kończyła pić.
-Mam wąskie grono mocy, które przede wszystkim używam. Korzystanie z zupełnie innego asortymentu potężnych zaklęć tak się dla mnie kończy...
-Rozumiem... Masz siłę wstać?
Wadera z wahaniem kiwnęła głową, ostrożnie podnosząc się. Wprawdzie łapy miała jak z waty z uczuciem ciągnącego wielkiego bloku, dała jednak radę utrzymać się w pionie. Nagle poczuli swąd niby spalenizny. Spojrzeli w kierunku źródła odoru, który dochodził tuż obok ogona z żółtą końcówką wadery.
Kryształek. Trząsł się lekko, buchając przy tym takim gorącem, że aż zaczął parzyć. Płonął niewidocznie.
Paletka zmarszczyła brwi, czując obrzydzającą złość w kierunku kawałka. Już nie powiedziała na głos, że to draństwo właśnie przypaliło skrawek jej jednego z trzech ogonów.
-Przeklęte draństwo- powiedziała i po czym siarczyście zaklęła. Kuraha wciągnął powietrze, marszcząc przy tym się.
-Czuć od tego jakiś odór, nie demoniczne. Jak stare i zepsute mięso. Jeszcze tego nie doświadczyłem...
Nagle usłyszeli czyjś krzyk, na co zerwali się z jaskini, nie zauważając tego, co z tym kawałkiem się stało, gdyż bardziej zajęli się hałasem. Jakby ktoś był obdzierany żywce ze skóry...

???
Wilki, które były jeszcze przy życiu a posiadali kryształki, zaczęły wręcz zwijać się z bólu, dźwięk wwiercał im się w mózg. Do kolejnych zaczęło docierać, że wszystkie ostatnie nieszczęścia, zaczęły się hurtem sypać od momentu przywłaszczenia sobie bajecznego kawałka.
-Wynoś się!
-WYPIER...
-Zostaw mnie!
Różne wilki, różne okrzyki z chwilą ciśnięcia każdego kawałka hen daleko. Część już zaraz po tym gwałtownie straciła swe życie. Tch. Jak tak można obchodzić się z tymi skarbami?

Dotarłszy na miejsce, rozejrzeli się. Niby znaleźli się przy źródle hałasu, ale nic fizycznie nie zastali. Jakby niewidzialna siła... Paletka nagle jęknęła klnąc głośno, z bólu. Obejrzeli się na nią i dostrzegli, że kryształ zamotał się w niej sierść ogona, przypalając ją dotkliwie.
Straciła cierpliwość. Wściekła, wyszarpnęła kawałek z ogona i nie bacząc na palące uczucie w łapie, ścisnęła go mocno.
-Zabieraj się z mojego pola widzenia!- Krzyknęła ciskając kawałkiem daleko przed siebie.

???
Namacalny wrzask a niewidoczne źródło zamilkło, by zastąpiła go inna siła. Ziemia zaczęła się trząść, rozsuwając skrawek płyty, tworząc szczelinę w glebie. Z niej wybuchł swoisty gejzer, jednak nie wody. Coś czarnego.
Czyżby pewnego rodzaju smoła?
Kryształki, te ciśnięte i te nie znalezione, zaczęły drżeć, żeby zaraz unieść się powietrze i polecieć jak strzały ku temu gejzerowi.
-Co się dzieje?!- Jakiś wilk krzyknął z nadciągającej grupy watahy. Nikt nic nie wiedział.
Ku zdumieniu wszystkich, masa, ogromna ilość kolorowych kryształów się zmaterializowała i momentalnie roztopiła się. Z niemal wszystkich wyciekła zgromadzona krew ku czarnej substancji. To nie był koniec makabrycznego przedstawienia.
Roztopiona masa, która chwile temu była różnymi rozmiarami kryształami, zaczęła wręcz tańczyć z czarną breją.
Ogłuszający huk.
Kolory zaczęły się formować z czarnym czymś. Co to za chore gówno?!
Kolejny huk. Tym razem z kłębem dymu. Niezbyt gęstym ale skutecznie kuło w oczy.
Gdy dym opadł, ktoś zaczął krzyczeć. Forma była bliska ku końcowi. Przybierało kolory, i dziwny kłąb, o sporym rozmiarze.
Ktoś zaklął głośno.
Ujawnił się fiolet.
Krok naprzód.
Przed grupą wilków z WSC stała postać, która została wymazana z prawa bytu, a jednak była przed nimi.
Palette osunęła się częściowo w ramiona Kurahy, nie mogąc uwierzyć w co widzi.
A widziała dorosłą waderę.
Blue Dream.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz