wtorek, 13 sierpnia 2019

Od Konwalii Jaskry Jaśminowej CD Agresta - "W Świetle Dnia"

Przyjaciel.
Matka ostrzegała Konwalię, żeby nie ufała nikomu, kto przedstawia się jej jako przyjaciel, ponieważ takie osoby zwykle nimi nie są.
Ale ten wilk nie wyglądał groźnie. Był zwyczajny. Miał szarą sierść, przeciętne oczy. Konwalia była przekonana, że ktoś, kto ma złe zamiary, musi na takiego wyglądać.
Jak Ruten, na przykład...
Waderka uśmiechnęła się do swojego nowego znajomego.
— Mieszkasz tu? — zapytała.
To był pierwszy raz, gdy mama, a raczej jej przybrani ojcowie, pozwolili jej się oddalić. Przedtem cały czas trzymała się jaskini. Musiała na siebie uważać, bo jeśli coś jej się stanie, więc nie wychyli nawet nosa z domu.
— Jeszcze nie — odparł wilk, nachylając się do niej. — Jak masz na imię?
— Nazywam się Konwalia Jaskra Jaśminowa, ale możesz mówić mi po prostu Konwalia — odparła wadera wyuczoną formułką. — A ty?
— Agrest — odparł wilk, przyglądając się szczenięciu.
— To proste imię — zauważyła szczerze, bacznie wlepiając gały w basiora.
— Nie wszyscy należą do wilczej szlachty — zażartował Agrest, ale mała nie zrozumiała dowcipu. Nie znała przedtem tego słowa.
— Czym jest "szlachta"? — zapytała, marszcząc brwi.
— Nieważne, zapomnij — odparł wilk. Nie miał ochoty tłumaczyć temu szczenięciu czegokolwiek.
Waderka wzruszyła więc tylko ramionami i ruszyła do przodu jakże typowym dla siebie, sprężystym krokiem. Po przejściu paru metrów obróciła się do Agresta.
— No co? — ofuknęła go, widząc, że ten stoi w miejscu. — Chodź!
Basior ruszył więc za nią, nie za bardzo wiedząc, dlaczego to robi? Może po prostu nudził się, a może chciał na chwilę oderwać się od rzeczywistości?
Konwalia prowadziła go do swojego ulubionego wodospadu.
Dookoła całe porośnięte było różami, a ich słodki zapach unosił się w powietrzu, nie ustając nawet podczas deszczu.
Odkryła go tego samego dnia. Zastał ją tutaj deszcz i uznała, że krople wody na czerwonych płatkach wygląda zbyt pięknie, żeby mogła zapomnieć o tym miejscu.
Potarła łapką zadrapanie na barku. Wcześniej przez przypadek otarła się o łodygę róży, której kolec boleśnie przeciął jej skórę. Nie była to jednak głęboka ani poważna rana, więc od razu wyleciała Konwalii z głowy.
Ale nie mogła pozbyć się natrętnej wizji, jak potyka się i wpada na krzaki róż. Nie może się z nich wydostać, kolce wbijają się w jej mięśnie i oczy, a ona krwawi, ale nie jest w stanie wydobyć z siebie dźwięku. W ciszy nikt jej nie znajdzie, pozwala więc łodygom oplatać ją coraz ciaśniej i powoli wyduszać z niej życie...
Konwalia potrzepała głową i przywołując na pysk uśmiech obróciła się do Agresta.
— Uwielbiam to miejsce — oznajmiła pewnie. — Jest magiczne.
Podeszła do wody, pozwalając, aby fruwające w powietrzu kropelki lekko zmoczyły jej sierść. Zachichotała.


< Agrest? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz