— Jest bardzo prosty sposób, żeby się przekonać — odparł Azair i zważył w łapie kolejny kamień.
Ktoś widocznie dobrze się bawił, poddając ich dziwnym próbom.
Wilk zamachnął się i rzucił kamieniem na najbliższą płytkę z jastrzębiem. Ta, podobnie jak lwia, runęła w przepaść.
— Czyli jastrząb odpada — mruknął Aza i zamachnął się kolejnym kamieniem.
Płytka z hieną, w którą trafił kamień, natychmiast stanęła w ogniu. Azair i Kzeris w milczeniu obserwowali, jak płomienie zżerają ją na popiół.
— Hienę też mamy z głowy — skomentowała Kzeris.
Następne dziesięć minut rzucania kamieniami wykluczyło większość kandydatów:
Na płytce z tygrysem wyrosły kolce, jednak kamień nie wytrzymał nowego ciężaru i runął w dół.
Płytka z lisem odskoczyła do ściany, rozwalając się.
Płytka myszy skurczyła się do malutkich rozmiarów.
Ta orła podleciała do góry i zdarła się na wiór na suficie.
Krokodyla wychodowała zęby w parę sekund i pożarła samą siebie.
Ta kota przeskoczyła na następną, niedźwiedzia, po czym obie spadły z głośnym hukiem.
Pozostał tylko wilk.
Azair zmierzył spojrzeniem ich "trasę". Kilkanaście wilczych płytek prowadzących do wyjścia otoczone było przepaścią. Głęboką przepaścią.
Jednak nie na tyle głęboką, żeby nie można widzieć trupów powyginanych w najróżniejsze nienaturalne pozycje, przykrytych warstwą roztrzaskanych płytek. Gdzieniegdzie można było dostrzec wzory wygrawerowanych na nich zwierząt.
Całość tworzyła dziwaczną mozaikę, której częścią jednak nasze wilki nie chciały być.
— Idę pierwszy — oznajmił Azair, a Kzeris kiwnęła głową z wdzięcznością.
Nie miała pojęcia, że basior nie robił tego z potrzeby "wybadania terenu", ale ze zwyczajnego przeczucia, że kafelki rozlecą się, gdy stanie na nich coś cięższego niż kamień.
Napiął mięśnie, przygotował się do skoku i...
Przeskoczył na pierwszy kafelek.
Na szczęście nic się nie stało, a płytka była na tyle duża, żeby nie musiał się na niej kulić.
Przeskoczył na następny i zerknął na Kzeris.
— Powinnaś skoczyć zaraz za mną — polecił jej. — Wtedy w razie czego cię złapię, te kafelki nie są od siebie znowu tak bardzo oddalone.
Kzeris wzruszyła ramionami i wskoczyła na pierwszą płytkę.
Skakali więc w parodii dziwnych żab, starając się nie runąć w przepaść, gdzie czekałby na nich udział w przedziwnym, nieruchomym przedstawieniu.
Od wyjścia dzieliły ich zaledwie dwie płytki, gdy nagle Kzeris przesunęła się łapa.
Byłaby runęła, gdyby Azair nie zareagował, łapiąc ją za przednią nogę szczęką. Zacisnął lekko zęby i wciągnął ją z powrotem.
Gdy stała na własnych nogach, puścił ją i otarł wierzchem łapy pysk.
— Wszystko gra? — zapytał, zerkając na nią.
— Tak, jest dobrze... — odparła wadera, oddychając ciężko. Była jeszcze w szoku. — Dziękuję.
— Nie ma sprawy. — Basior odchrząknął. Nie bez satysfakcji zauważył drobne ranki tam, gdzie przytrzymał ją zębami.
Gdy byli już na drugiej stronie, z przepaści, a raczej z pustki nad trupami, zaczęły wyłaniać się kafelki, które z głośnym trzaskiem układały się z powrotem na swoich miejscach. Wilki patrzyły na to ze zdziwieniem, co jakiś czas kaszląc cicho od wszechobecnego pyłu.
Po chwili trzaski i huki ucichły, a pył opadł, ukazując posadzkę dokładnie taką, jaką była, zanim się pojawili.
Spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami, po czym odwrócili się do wyjścia. Stało otworem, więc szybko przez nie przeszli.
Trafili do okrągłej, szerokiej komnaty z piaskowca, której posadzka pokryta była piaskiem. Po drugiej stronie stały zamknięte, złote wrota.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko drogi nie zajmowało im ogromne, osobliwe zwierzę.
Wyglądało jakby zrobione było z piasku, ale to możnaby przeżyć. Najdziwniejsze było to, że od głowy do pasa miało kształt ludzkiej kobiety, a od pasa w dół... Potężnego lwa.
Zwierzę machało ogonem, wbijając w nich wzrok swoich piaskowych oczu.
— Jam jest sfinks! — zaryczało głosem zrobionym jakby z miliona głosów, a cała komnata zadrżała w posadach. — Zadam wam zagadkę. Jeśli ją odgadniecie, pozwolę wam przejść. Jeśli nie...
Istota, która sama nazwała siebie sfinksem, pochyliła łeb, a raczej głowę, w ich stronę.
— Pożrę was! — huknęła, opluwając ich drobinkami piasku.
< Kzeris? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz