Spotkanie tego basiora mnie zaskoczyło. Wydawał się bardzo tajemniczy. Gdy powiedział, że mam stawić się tu jutro o tej samej porze miałem ochotę mu odpowiedzieć, lecz zniknął, twierdząc, że czas go goni. Agrest odszedł i zniknął, a ja nie wiedząc co mam zrobić, prychnąłem i ruszyłem we wcześniejszym kierunku.
- No ładnie Leo. Jakiś zwykły basior zakręcił tobą, jak na karuzeli. Jak on to do jasnej ciasnej zrobił?- rozmyślałem na głos. Usłyszałem, jak coś szeleści w krzakach. Odwróciłem się. Wyskoczył z nich zając. - No proszę. Śniadanie samo przyszło do mnie. - powiedziałem i przybrałem pozycję ataku. Zając spojrzał na mnie. Po chwili zaczął biec ile sił w łapach. Zaklnąłem pod nosem i zacząłem pogoń. Zwierze było szybkie, lecz ja byłem głodny i jakiś durny zając nie ucieknie mi od tak. W pewnym momencie zając potknął się i na moje szczęście złamał łapę. Upadł, lecz próbował się podnieść i dalej uciekać. Cóż za desperackie podejście. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
- No szaraczku. Widzę, że szczęście ci nie sprzyja. Za to mi owszem. Powinieneś się cieszyć, gdyż taki wilk, jak ja nasyci się tobą. Chociaż jak tak na ciebie patrzę to jesteś strasznie chudy.- powiedziałem i podszedłem do zająca.Położyłem na nim łapę, a ten zaczął piszczeć z bólu.
- Wijesz się jak robak. - oznajmiłem, zanim złapałem zająca za kark. Zacząłem iść z nim do mojej jaskini. Gdy dotarłem na miejsce, zwierze już się nie ruszało. Puściłem go na kamienne podłoże i zacząłem go jeść. Na szczęście chociaż trochę zaspokoił mój głód. Usatysfakcjonowany polowaniem postanowiłem, że pójdę jeszcze na jakiś spacer. Ciągle się zastanawiałem, czemu w tej watasze nie ma wilków godnych mojej przyjaźni? Dziwiło mnie, że ta wataha jeszcze żyje skoro alfa biega już nie na tym świecie. Czemu ja się tak ostatnio zadziwiam?! Co się ze mną dzieje. Widać, że to miejsce serio musi być jakieś wyjątkowe. Idąc leśną drogą przyglądałem się drzewom i innym roślinom. Doszedłem do rzeki. Napiłem się wody i schłodziłem trochę swoje ciało. Nastał wieczór, a ja ponownie nie byłem w swojej jaskini, lecz wędrowałem z głową skierowaną do góry. Lubiłem widok nocnego nieba. Nic nie dorównywało pięknem tego widoku. Z czasem poczułem zmęczenie i postanowiłem, że moja boskość musi położyć się spać. Wróciłem do swojej jaskini i położyłem się na ziemi. Zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia pełen energii i motywacji do pokazywania światu swojej wyższości. Wstałem i rozciągnąłem swoje kończyny. Wyszedłem z jaskini i udałem się w kierunku lasu. Zatrzymałem się, ponieważ przypomniało mi się, że miałem spotkać się z Agrestem. Miało być o tej samej porze co wczoraj, ale jaka była wtedy pora? Sam nie wiem. Udam się najpierw na krótkie polowanie, a potem wrócę. Tak zrobiłem. Upolowałem sobie dosyć młodego jelenia. Gdy go zjadłem poszedłem jeszcze nad rzekę by się napoić i obmyć. Wracałem truchtem, gdyż nie chciałem być niepunktualny. Można przyznać, że zdążyłem idealnie, gdyż widziałem nadchodzącego Agresta.
- Chciałeś no więc jestem. - powiedziałem i zatrzymałem się przed nim.
< Konwalio Jaskro Jaśminowa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz