wtorek, 13 sierpnia 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Mundus
Jej sierść miała spokojną barwę doskonałego, niebielonego jedwabiu, wzbogaconą rozjaśnionym odcieniem hebanowym. Najpiękniejsze chyba były jej oczy, błękitne, ale bardziej niejednoznacznie, niż niebo. Wzrok skrzydlatego drapieżnika jest wrażliwy na odcienie. Miała na imię Konwalia.
Była śliczna i, jak naiwnie by to nie brzmiało, dobrze patrzyło jej z oczu. Ktoś taki nie mógł wyrosnąć na czysto złą osobę. Jak na razie, Mundurek w duchu dziękując Opatrzności, że zesłała im szczenię nie mające w sobie przynajmniej genów jednego i drugiego jego przyjaciela, miał nadzieję, że uda im się znaleźć chociaż po części wspólny język. A raczej było to coś więcej, niż nadzieja. Postanowił zrobić wszystko co w jego mocy, by się udało.

Ruten
Wadera i jej małe, niewinne szczenię. Cóż za... cudowny widok. Już mogłem zacząć wyobrażać sobie przyszłość Konwalii. W końcu była nasza. Teraz, zamiast bezimiennego cienia szczenięcia ciągnącego pieniek drzewa na zrobionej ze sznurka od snopowiązałki uprzęży, zamiast tegoż cienia przeskakującego coraz wyższe przeszkody, tego cienia stojącego podczas burzy na zimnym, spadającym z nieba wielkimi kroplami deszczu... razem z nami, razem ze mną, widziałem właśnie ją. I uśmiechnąłem się na tą myśl, chłonąc oczyma całą jej postać. Była moja. Gdybym tylko mógł, przygarnąłbym ją do siebie i położył łapę na jej małym ramieniu, pokrytym jeszcze puchatą, szczenięcą sierścią. Nie dałbym nikomu oprócz mnie nawet jej dotknąć, żeby niczego przez przypadek nie zepsuł. Nikt przecież nie potrafił uczynić jej czymś więcej niż my, zwykłe wilka. Oprócz mnie.
Równocześnie nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że za każdym razem, gdy patrzyłem na nią,  gdzieś głębiej, bardziej metafizycznie patrzyłem również na Cymonię.
- Za kilka dni zabierzemy ją na dłuższy spacer, by we właściwym czasie poznała wszystko, z czym będzie miała do czynienia w życiu. Wszystko, co spotka później w WSC, a może i na wsi... - zarządziłem, zaczynając planować już początek naszej nowej pracy - a na razie opiekuj się nią, Yen. Masz wspaniałe dziecko - uniosłem kąciki ust, jakoś przypadkowo zapominając jednak zmienić wyraz ślepiów na bardziej przyjazny. Po dłuższej chwili, gdy mój wzrok napotkał zaniepokojone oczy wilczycy, chrząknąłem i popatrzyłem na tulące się do niej szczenię, z bardziej neutralnym wyrazem pyska.
Nadeszła noc. W jaskini słychać było tylko oddechy śpiących.
Źle czułem się, leżąc na obcym miejscu, ale byli ze mną przecież moi bracia, przyjaciele. Było w tym zresztą również coś emocjonującego. Azair leżał obok, z zamkniętymi oczyma. Wiedziałem, że ma sen tak czujny, jak ja. A może nawet bardziej, u niego bowiem zdawało się być to po prostu cechą osobniczą, a u mnie jedynie wynikiem życia w poczuciu zagrożenia.
Rozejrzałem się. Wadera i dziecko spały, tak jak Iryd, która ostatecznie pozostała na noc, a Mundusa wcale nie było w jaskini. Mógłbym zrobić to teraz.
Spojrzałem na leżącą obok mnie torbę zawierającą narzędzia. Wystawały z niej i drobne ogniwa łańcucha. Gdyby teraz udałoby mi się zawiązać go na leżącej obok, białej łapie... gdyby zostawić tu Azaira na cały następny dzień, miałby wystarczająco dużo czasu na przypomnienie sobie, kto w naszym stadzie pełni funkcję jedynego przywódcy i komu należy się zaufanie w kwestiach podejmowania decyzji. A jutro już nikt nie odważyłby się podważyć mojego wyroku.
Opierając się na przednich łapach, przysunąłem się jeszcze bliżej do białego wilka. Moje serce zaczęło przyspieszać.
Bezszelestnym ruchem wyciągnąłem łapę w kierunku swoich rzeczy i zacząłem powoli wyciągać z niego potrzebną mi rzecz. Chwyciłem ją w zęby, z zapartym oddechem obserwując spokojnie leżącego wilka i jakby w każdej chwili oczekując, że jego mięśnie nagle się naprężą, że zastrzyże uszami, przebudzony rzuci się do kontrataku.
Nagle usłyszałem charakterystyczny szum, jedno, głośne machnięcie silnymi skrzydłami dokładnie w miejscu przed wejściem, z którego akustycznie łącząc się w skupione fale najlepiej rozchodził się dźwięk. Był on na tyle cichy, żeby nie zbudzić śpiących nieco dalej wader, a jednocześnie na tyle głośny, że Azair niemal natychmiast otworzył oczy i popatrzył na niego z uwagą. Położyłem uszy po sobie, wycofując się szybko, z ulgą myśląc, że prawdopodobieństwo, jakoby biały wilk zrozumiał mój ruch było małe. Kątem oka spojrzałem na Mundusa, który wszedł właśnie do jaskini i położył się gdzieś pod ścianą. Nawet na mnie nie spojrzał, tak że w pierwszej chwili byłem nawet skłonny uwierzyć, że to, co przed chwilą zrobił było niezamierzone. Szybko zamknąłem oczy, mruknąwszy jeszcze sennie do towarzysza:
- Ciebie też obudził...?

Perspektywa trzecia, choć powinna zostać czwartą, a teraz być może już... piątą?
Szkło samotnie rozmyślał nad ciągiem dalszym. Miał już dosyć. Pogoni za czymś tak nieuchwytnym, serdecznie dosyć. Leżał na grzbiecie pod ścianą w jaskini śledczych w WWN i machał jedną z tylnych łap, które skrzyżował, zakładając jedną na drugą.
Wszystko układało mu się w głowie. Nie, raczej nic już się nie układało. Było już ułożone. Sam nie wiedział. Dziś próbował podejść do tego z innej strony.
Wilk, który zabija, żyje raczej na uboczu, czy wśród innych? To zależy od jego portretu psychologicznego. Co wiedzą o Motylu?
Ha... z przyzwyczajenia tak właśnie zaczął już go nazywać, za co z początku miał do siebie pretensje. To nie motyl, motyle są piękne. Niewinne. A ta bestia nie zasługuje na piękne miano. Mógłby nazwać go jakoś inaczej, ale nie wiedzieć czemu to słowo wryło się najgłębiej w jego pamięć.
Ten morderca żył najpewniej na uboczu, nie afiszując się ze swoimi chorymi wizjami rzeczywistości. Nie był duszą towarzystwa, w przeciwnym wypadku ktoś zwróciłby już ich uwagę. Chyba, że... jest na tyle inteligentny, aby przez całe życie ukrywać swoją prawdziwą naturę i osobowość.
Zaczął w myślach przeglądać obrazy wszystkich członków, tak na dobry początek, WSC. Ach, mógłby skoncentrować się, przemyśleć... na pewno w którymś z tych wilków odkryłby coś nie pasującego do reszty. A jak nie w jednym z tych, to w jednym z członków WWN. A jeśli nie znalazłby tam, odpowiedź musiałaby rzeczywiście być gdzieś w WSJ. Ale... gdy próbował to zrobić, przypomnieć sobie zarysy postaci znajomych wilków, zdał sobie sprawę, że ma w sobie jakąś wewnętrzną blokadę. Westchnął. Nie był dobrym psychologiem. Ot, takim samym, jak wszyscy wokół. Przydałaby mu się pomoc kogoś, kto zna się na tym, kto rozumie inne wilki jak siebie samego, kto mógłby spędzić trochę czasu w jaskini śledczych, przejrzeć wszystkie możliwości i pomóc znaleźć tę prawdziwą. Chwileczkę, "inne wilki"? A kto powiedział, że o pomoc Szkło musiałaby prosić wilka?

< Azair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz