Azair patrzył jeszcze jakiś czas w wodę. Delikatnie fale tworzące się na jej powierzchni uspokajały go i pomagały mu zebrać myśli.
Gdy Szkło odszedł, położył się na brzegu i oparł głowę o łapy. Rozluźnił wszystkie mięśnie, po czym westchnął.
Sprawa była śmieszna. Cały dzień spędził z nimi w jaskini, on, wilk pośród owiec. Sprawca wokół śledczych. Tyle że on też był śledczym. I nigdy nie dał im sposobności do zwątpienia w jego niewinność.
Całkiem prawdopodobne, że za niedługo zaczną wypytywać wszystkich, których znajdą. Dlatego też on i Ruten muszą mieć zapewnione alibi.
Udał się z powrotem do jaskini Rutena, a na miejscu od razu podszedł do ciężarnej Yen. Obudził ją szturchnięciem łapy.
— Ty — oznajmił chłodno.
— Jaaaa? — zapytała, tłumiąc ziewnięcie i otwierając sklejone snem powieki.
— Gdzie byliśmy wczoraj? — Wbił spojrzenie pustych oczu w jej pysk.
— Tutaj, w jaskini — odparła, nieco zdezorientowana. — A potem ty i on wyszliście gdzi...
— Nie — przerwał jej cierpliwie Aza. — Powtórzę pytanie. Gdzie byliśmy wczoraj?
Wadera zamrugała parę razy.
— W jaskini — zaczęła ostrożnie. Widząc, że jak na razie idzie jej dobrze, zastanowiła się chwilę. — I wy byliście z nami.
— Ruten — zapytał Aza, dalej przypatrując się waderze. — Ktoś nas widział? Ktokolwiek, jak szliśmy?
— Raczej nie — odparł tamten. — Próbujesz zapewnić nam alibi?
— Raczej nie... — powtórzył Aza. — Dobrze więc.
Zwrócił się ponownie do wadery.
— Tak, byliśmy z wami, a potem wyszliśmy na polowanie. Wróciliśmy z drugim tego dnia jeleniem — oznajmił. — Dasz radę to zapamiętać?
— Byliście z nami, potem poszliście na polowanie i przynieśliście kolejnego jelenia — powtórzyła usłużnie.
Azair przeniósł wzrok na Mundusa i Rutena, dając im do zrozumienia, że to oficjalna wersja.
Nawet nie kłopotał się Mundurkiem. Wiedział, że on ich nie wyda.
— Jak poszło? — zapytał Ruten, mając na myśli oczywiście spotkanie śledczych.
— Normalnie — odparł Aza krótko, po czym położył się i oparł łeb o łapy.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz