Azair zerknął z niepokojem w stronę Mundusa. Ptak jednak nie odwzajemnił jego spojrzenia, podnosząc się z ziemi. Nawet nie słuchał Rutena, obserwując, jak jego przyjaciel otrzepuje pióra z pyłu.
Yen za to przenosiła wzrok z białego wilka na tego bordowego. Zaraz, jak im było? A, tak. Azair, Ruten. Ta dwójka razem tworzyła dziwną jedność, mieszankę wybuchową, która potrzebuje tylko podpalenia lontu, żeby rozsadzić na strzępy cały świat. Wadera aż wzdrygnęła się w duchu. Nie chciała być przy nich, gdy zaczną się na siebie gniewać. Pogładziła się łapą po brzuchu. Najlepiej, żeby jej szczeniak też nie został postawiony w takiej sytuacji. Uśmiechnęła się czule. Ciekawe, czy będzie waderką, czy basiorkiem?
Gdy tylko Mundus podszedł do grupki, Aza nieco sztywnym gestem strzepał mu z grzbietu trochę pyłu. Ptak zmierzył go spojrzeniem, w pełni rozumiejąc znaczenie tego gestu.
— Na co czekamy? — ponaglił ich Ruten. Wszyscy ruszyli w stronę WSJ.
Ale nagle Aza zatrzymał się w pół kroku.
Nie mogą odejść. On nie może odejść. Jest śledczym, musi być obecny. Wzbudziłby podejrzenia.
— Ja nie idę — oznajmił, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. — Jestem tu potrzebny.
Ruten zmarszczył brwi, mierząc spojrzeniem swojego towarzysza.
— To byłoby zbyt podejrzane — kontynuował biały wilk, nie dając nikomu dojść do słowa. — Koniecznie musimy zostać.
Nastąpiła chwila ciszy. W powietrzu dało się odczuć mnóstwo emocji, od złości, aż do niepokoju.
— Dobrze więc — powiedział Ruten miękko. — Zostajemy.
Jego uśmiech jednak nie był szczery. Dawał zapowiedź rychłej zemsty, na którą Aza jednak będzie gotowy.
— Pójdziemy do mojej jaskini — zarządził biały basior. Ruszyli więc.
Nie minęło dużo czasu, gdy wszyscy rozgościli się na miejscu. Yen opadła ciężko w rogu, niedaleko sfatygowanego i pokrytego kurzem pluszaka, Kamyka. Mundus stanął przy ścianie, a Ruten na środku, rozglądając się.
Bordowy basior już miał wygłosić komentarz, gdy nagle przerwał mu wilk, którego Aza absolutnie się tu nie spodziewał.
— Azair Ethal? — Delikatny, kobiecy głos rozległ się w jaskini. Towarzyszył mu subtelny dźwięk dzwonków i metalowych bransolet pobudzonych do ruchu.
— Iryd. — Biały basior zmarszczył brwi.
Co ona tu robi?
Wadera westchnęła z ulgą i swoim nierównym, niezdarnym krokiem weszła do środka.
— Szukałam cię — odezwała się. — Szłam dosyć długo, a przed chwilą zapytałam o drogę do twojej jaskini i...
— Co tu robisz? — przerwał jej niecierpliwym tonem. Nie była tu potrzebna!
— Ja... Tęskniłam... — wyznała z rozbrajającą szczerością.
— Dlaczego mnie nachodzisz? — warknął Azair, podchodząc bliżej niej, aż musiał schylić łeb, żeby widzieć niziutką waderę.
— Chciałam cię znów usłyszeć — oznajmiła i zaraz sięgnęła myślami dookoła, penetrując przestrzeń. Jakiś jeszcze jeden wilk, ptak i... Wadera... W ciąży?
Myśl uderzyła Iryd jak młot. Czyżby Azair Ethal założył już rodzinę? Czyżby wszystkie scenariusze ułożone w jej głowie nie miały już prawa się spełnić?
Spóźniła się...?
— Przepraszam — wymamrotała cicho. — Ja... Nie wiedziałam...
— Wynoś się lepiej — rzucił Aza. — Masz swoją watahę, w której... Zapewne... Jesteś potrzebna.
Iryd powstrzymała łzy. Liczyła, że wyzna mu swoje uczucie. Może na początku ją odrzuci, ale ona będzie naciskać, aż Azair w końcu też się w niej zakocha. Ale to na nic. W jego sercu jest już ktoś inny.
Nagle po jaskini rozległ się stłumiony krzyk.
Azair odwrócił głowę w tył.
Yen trzymała się za brzuch, zaciskając mocno powieki.
— To... Już... — wydusiła z siebie.
Męską trójkę zatkało, ale los widocznie był łaskawy, zsyłając im Iryd. Wadera bowiem w swojej watasze pełniła rolę nie tylko szamanki, ale i zielarki, czasami nawet położnej. O, tak, mieli przeogromne szczęście.
— Niech ktoś przyniesie mi trochę zioła o takim mdłym zapachu — oznajmiła zdecydowanym tonem, podchodząc do najwidoczniej rodzącej Yen. Pomagając sobie telepatią, stanęła przed nią i delikatnie dotknęła nadgarstkiem jej czoła.
— Jego krzak jest niedaleko — dorzuciła, zamykając powieki. — Reszta niech wyjdzie.
Mundus poderwał się jako pierwszy i wyleciał na poszukiwanie. Azair i Ruten wyszli z jaskini.
— To ona? — zapytał bordowy wilk. — Iryd? Ta z ludzkiego wymiaru?
— Ona — potwierdził ponuro Aza.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz