niedziela, 11 sierpnia 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Akcja trwała. Wadera dyszała ciężko, próbując jeszcze podnieść się na swoich zmęczonych nogach. Iryd szybko wzięła się do roboty, układając rodzącą w wygodnej pozycji. Długo nie wytrzymałem na zewnątrz, w końcu kiwnąłem więc tylko głową do siedzącego przed jaskinią Azaira i wszedłem do środka by zobaczyć, czy wszystko w porządku.
Podszedłem bliżej i nie dbając o zachowanie strefy intymnej pacjentki, postanowiłem wykorzystać swoją wiedzę, aby dodatkowo doksztatłcić się praktycznie. Położyłem łapę na czole wilczycy. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie boleściwym wzrokiem, w którym dopiero teraz dostrzegłem zaniepokojenie. Drogę do jej skóry zakrywała sierść, ale mimo to udało mi się oszacować jej temperaturę. W tym celu przeniosłem łapę na swoje czoło, przez chwilę, chcąc nie chcąc, wyglądając, jakbym łapą ściągał sobie z pyska pajęczynę. Być może moja była podniesiona. W końcu nie co dzień uczestniczy się w czymś takim. Aby znów poczuć pod palcami stopień rozgrzania jej głowy dotknąłem jej jeszcze raz, a następnie bezceremonialnie uniosłem łapę i znienacka położyłem na czole zaskoczonej Iryd, która akurat była pod ręką.
- Pani wybaczy - mruknąłem, skupiając się na tym, by jak najdokładniej odczytać ciepłotę. Według mojej wiedzy, temperatura ciała rodzącej powinna być nieznacznie niższa. I była. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem.
- W jakiej fazie jesteśmy? - zapytałem naszej położnej.
- To skurcze. Za jakiś czas powinna zacząć wypierać.
Przez dłuższą chwilę, a może nawet jeszcze dłużej, siedzieliśmy nad cierpiącą matką. Iryd podtrzymywała ją i starała się instruować spokojnym głosem, gdy wadera zaczęła ziać z nerwów. Przyglądałem się temu w milczeniu, chłonąc każdy jej ruch.
- Czy mógłbyś wyjść na zewnątrz? - zapytała delikatnie, gdy zobaczyła, że zachowanie naszej pacjentki ulega zmianie na bardziej nerwowe. Niechętnie przytaknąłem w milczeniu i wstałem, kierując się w stronę wyjścia. Minąłem się w nim z Mundusem trzymającym w dziobie cały pęk ziela, o którym mówiła akuszerka.
Przez całą następną godzinę wszyscy trzej siedzieliśmy przed wejściem do groty nie mówiąc ani słowa i słysząc tylko odgłosy dochodzące z wewnątrz.
Przez ten czas, na przypieczętowanie konieczności wolnej chwili i braku zajęcia, które angażowałoby mój umysł, zacząłem zastanawiać się, co zrobić z Azairem. Z jednej strony bowiem byłem w stanie zrozumieć jego potrzebę pozostania na terenach watahy. Rzeczywiście był śledczym i jego zniknięcie mogło wydać się reszcie tego towarzystwa podejrzane. Ale z drugiej, zaprotestował przeciwko mojej decyzji. On zaprotestował, a nie mogłem akceptować takich prób przejmowania kontroli nad działaniem naszej ekipy, jeśli nie chciałem stracić jedynej pozycji, jaką dopuszczałem.
Kilkukrotnie zerknąłem na niego kątem oka. No, przyjacielu, wydaje mi się, że pozostawiasz mi innego wyjścia, jak tylko wyjście... dość radykalne. Ale nie teraz. Teraz jesteś silny, pewny swojego niezłego refleksu, czujesz, że gdybyś tylko chciał, mógłbyś być władcą świata tu, w świetle dnia, na otwartej przestrzeni. Ja wręcz odwrotnie. A więc później. Może dziś, a może jutro. Ale bądź spokojny, nie pozwolę ci popełniać błędów. Musimy przecież zgrywać się doskonale, jak dotychczas... z małymi przerwami, wszak nikt nie jest doskonały. Dlatego właśnie ci to wybaczam, przyjacielu.
Nagle z jaskini wyszła Iryd. Drgnąłem, gdy nagle pojawiła się w zasięgu wzroku i wyrwała mnie z przemyśleń.
- I co? - zapytał Azair szybko.
- Dwoje prawdopodobnie jest martwe...
Fuknąłem z niezadowoleniem. Czy naprawdę musieliśmy mieć aż takiego pecha?
- Ale urodziło się i trzecie. Dziewczynka.

< Azairku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz