Minęło przesilenie letnie. Słońce znów zachodzi niemal równo o godzinie dwudziestej, natomiast wstaje niedługo po piątej. Nadszedł sierpień. Noce zaczynają robić się chłodniejsze, słońce zmienia odcień. Pora wyruszać do WSJ, jak za dawnych, dobrych czasów.
- No, kochani - Ruten przeciągnął się, podnosząc z ziemi - myślę, że najwyższa pora zmienić położenie naszej kwatery głównej. Za długo siedzimy już w jednym miejscu, to źle wpływa na psychikę. Musimy iść do przodu, rozwijać się... a inna sprawa, że lepiej być daleko, gdy będą chodzić i pytać. A pewnie będą, prawda? - stanął przodem do wyjścia z jaskini i potoczył wzrokiem wokół, jakby chcąc upewnić się, że w pobliżu nie ma nikogo obcego.
- Pewnie będą - odrzekł Azair - a gdzie chcesz przenieść to wszystko?
- Jest tylko jedna wataha w pobliżu, której system jest na tyle nieuporządkowany, by dać nam pole do swobodnego działania.
- Myślisz o WSJ - biały wilk powiedział w zamyśleniu bardziej sam do siebie, niż do towarzysza.
- To nie jest dobry pomysł, Ruten - zauważył Mundus. Wilk położył uszy po sobie i popatrzył na niego z wyczekiwaniem.
- Coś nie tak?
- Powinniśmy być tu, razem z innymi.
- Czyżby odezwała się twoja zatracona, ludowa dusza?
- Jeśli uciekniemy, dopiero wtedy możemy dać im powód do podejrzeń - powiedział stanowczo, lekko przymrużając oczy.
- Powiedz szczerze, o kogo chodzi? O nas, o mnie, czy może o ciebie?
- Jeśli łatwiej będzie ci uwierzyć, przyjmijmy, że mówię o sobie.
- Zatem muszę cię rozczarować, wyruszamy jutro z rana. A, i zdejmże z szyi tą nić - dodał dramatycznie - nie chcemy tu kolejnego wypaczenia.
- Dlaczego tak cię tam ciągnie? Zwłaszcza w takiej chwili?
- Mam swoje powody - odmruknął basior.
- Pogrążasz się w swoim egoizmie - powiedział cierpko Mundus. Po chwili jednak odetchnął i kontynuował ciszej - przepraszam... przepraszam, Ruten. Wiesz, że nie jestem dla ciebie zagrożeniem. Po prostu czasem mam wrażenie, że najrozsądniej byłoby pozwolić im w końcu cię znaleźć, wszystko stałoby się dużo łatwiejsze. Ale na to już za późno.
- Pewnie będą - odrzekł Azair - a gdzie chcesz przenieść to wszystko?
- Jest tylko jedna wataha w pobliżu, której system jest na tyle nieuporządkowany, by dać nam pole do swobodnego działania.
- Myślisz o WSJ - biały wilk powiedział w zamyśleniu bardziej sam do siebie, niż do towarzysza.
- To nie jest dobry pomysł, Ruten - zauważył Mundus. Wilk położył uszy po sobie i popatrzył na niego z wyczekiwaniem.
- Coś nie tak?
- Powinniśmy być tu, razem z innymi.
- Czyżby odezwała się twoja zatracona, ludowa dusza?
- Jeśli uciekniemy, dopiero wtedy możemy dać im powód do podejrzeń - powiedział stanowczo, lekko przymrużając oczy.
- Powiedz szczerze, o kogo chodzi? O nas, o mnie, czy może o ciebie?
- Jeśli łatwiej będzie ci uwierzyć, przyjmijmy, że mówię o sobie.
- Zatem muszę cię rozczarować, wyruszamy jutro z rana. A, i zdejmże z szyi tą nić - dodał dramatycznie - nie chcemy tu kolejnego wypaczenia.
- Dlaczego tak cię tam ciągnie? Zwłaszcza w takiej chwili?
- Mam swoje powody - odmruknął basior.
- Pogrążasz się w swoim egoizmie - powiedział cierpko Mundus. Po chwili jednak odetchnął i kontynuował ciszej - przepraszam... przepraszam, Ruten. Wiesz, że nie jestem dla ciebie zagrożeniem. Po prostu czasem mam wrażenie, że najrozsądniej byłoby pozwolić im w końcu cię znaleźć, wszystko stałoby się dużo łatwiejsze. Ale na to już za późno.
Wilk ani na chwilę nie zmienił wyrazu pyska, odwrócił się natomiast znów w stronę wnętrza jaskini, zrobił kilka kroków w przód i odpowiedział:
- Azairku, możesz poczekać na zewnątrz i zabrać panią? To nie potrwa długo.
Biały wilk wskazał waderze drogę do wyjścia gestem, za którym posłusznie podążyła. Ruten odprowadził ich wzrokiem i zniżył głowę, patrząc na tego, który został w jaskini wzrokiem pantery wpatrującej się w zdobycz.
- Podejdź tu.
Ptak zmierzył go nieufnym spojrzeniem i wstał, zbliżając się o kilka kroków.
- Azairku, możesz poczekać na zewnątrz i zabrać panią? To nie potrwa długo.
Biały wilk wskazał waderze drogę do wyjścia gestem, za którym posłusznie podążyła. Ruten odprowadził ich wzrokiem i zniżył głowę, patrząc na tego, który został w jaskini wzrokiem pantery wpatrującej się w zdobycz.
- Podejdź tu.
Ptak zmierzył go nieufnym spojrzeniem i wstał, zbliżając się o kilka kroków.
- Pamiętasz naszą rozmowę sprzed kilku dni? Zatem pozwól, że sprawdzimy, kto miał rację - mruknął wilk, po czym odsłaniając kły chwycił za jedno ze skrzydeł stojącego przed nim towarzysza. Tego co zaszło nie można było nazwać walką, bardziej jednostronnym, dosyć brutalnym atakiem. Ruten opamiętał się dopiero, gdy jego przyjaciel znalazł się na ziemi. Oparł łapę na klatce piersiowej leżącego na wznak ptaka i zawarczał głucho.
- Czołgaj się, Mundurek - jednocześnie ruchem łapy wskazał na wyjście - po ziemi, gdzie miejsce padalca - trudno opisać, jaką przyjemność sprawiła mu możliwość wypowiedzenia tych słów. O tak, lubił radykalne wyjścia, miał do nich słabość. Zrobił to i zrobi za każdym razem, kiedy ktoś postanowi zbyt śmiało spojrzeć mu w oczy.
Sam podszedł do swojego schowka i bez pośpiechu zaczął pakować wszystkie swoje narzędzia do lnianej torby.
- Czołgaj się, Mundurek - jednocześnie ruchem łapy wskazał na wyjście - po ziemi, gdzie miejsce padalca - trudno opisać, jaką przyjemność sprawiła mu możliwość wypowiedzenia tych słów. O tak, lubił radykalne wyjścia, miał do nich słabość. Zrobił to i zrobi za każdym razem, kiedy ktoś postanowi zbyt śmiało spojrzeć mu w oczy.
Sam podszedł do swojego schowka i bez pośpiechu zaczął pakować wszystkie swoje narzędzia do lnianej torby.
Ptak obejrzał się za siebie, w pierwszej chwili nieświadomie szukając drogi ucieczki. Potem z osłupieniem spojrzał jeszcze raz w stronę Rutena, jakby próbując odczytać z jego oczu, czy mówi poważnie. W końcu położył na ziemi najpierw jedno, potem drugie skrzydło. Bordowy wilk ominął go i warknął jeszcze:
- Jeśli przez przypadek zobaczyłbym, że wstałeś... przywiążę cię do drzewa drutem kolczastym i pozostawię tutaj, wedle życzenia.
Po tych słowach wyszedł z jaskini, na zewnątrz zastając Azaira i Yen.
- Idziemy teraz. Szkoda czasu. Chyba znam miejsce, gdzie będziemy mogli jakoś się urządzić.
- Ruten...? - usłyszał jeszcze ciche słowa ptaka. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak ten z wysokości ziemi, cały w pylistym piachu z podłoża groty, patrzy na niego struchlałymi oczyma.
- Wstawaj - rzucił oschle i zarządził - pójdziemy drogą, którą najszybciej dotrzemy do granicy. Tam możemy zatrzymać się w oberży, pamiętasz ją, Azair? Tym razem przynajmniej nie spotkamy w niej bandytów - przerwał na chwilę i zaczął wolno iść przed siebie, zakończywszy nieco nieobecnymi słowami - ech... jak dobrze robić w życiu coś pożytecznego.
< Azairku? Wyruszamy? >
- Jeśli przez przypadek zobaczyłbym, że wstałeś... przywiążę cię do drzewa drutem kolczastym i pozostawię tutaj, wedle życzenia.
Po tych słowach wyszedł z jaskini, na zewnątrz zastając Azaira i Yen.
- Idziemy teraz. Szkoda czasu. Chyba znam miejsce, gdzie będziemy mogli jakoś się urządzić.
- Ruten...? - usłyszał jeszcze ciche słowa ptaka. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak ten z wysokości ziemi, cały w pylistym piachu z podłoża groty, patrzy na niego struchlałymi oczyma.
- Wstawaj - rzucił oschle i zarządził - pójdziemy drogą, którą najszybciej dotrzemy do granicy. Tam możemy zatrzymać się w oberży, pamiętasz ją, Azair? Tym razem przynajmniej nie spotkamy w niej bandytów - przerwał na chwilę i zaczął wolno iść przed siebie, zakończywszy nieco nieobecnymi słowami - ech... jak dobrze robić w życiu coś pożytecznego.
< Azairku? Wyruszamy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz