Kolejny dzień zaczął się okropnie. Deszcz lał z nieba jak z cebra, a kałuże uniemożliwiały poruszanie się.
Do południa Aza siedział więc w jaskini, czekając, aż świat na zewnątrz się przejaśni.
Dopiero wieczorem chmury uleciały z nieba. Aza nie miał najmniejszej ochoty na trening, ale wiedział, że systematyczność jest kluczem do sukcesu.
Postanowił udać się poza tereny watahy. Ruszył więc szybkim biegiem, hartując mięśnie. Biegł z przerwami przez parę godzin, gdy nagle został zatrzymany.
Drogę zagrodziło mu parę rysi, których przywódca stanął dokładnie przed Azą.
— Witaj, wilku — zagadnął kot. — Dobrze, że się spotkaliśmy. Jest ze mną parę młodzików, którzy potrzebują treningu w walce. Czy zechcesz się z nimi zmierzyć?
Aza zgodził się więc, choć niechętnie.
Pierwszym rysiem okazał się najmłodszy z towarzystwa, który, nie czekając na pozwolenie swojego mistrza, rzucił się na Azaira, licząc na element zaskoczenia. Jednak wilk był przygotowany. Zwinnie uskoczył w bok przed zębami kota, jednocześnie uderzając go łapą w bark. Nie zrobił tego zbyt mocno, ale zdezorientował rysia, którego szybko powalił na ziemię.
— Proszę, powtórzymy — poprosił młody kot.
— Nie dziś — oznajmił beznamiętnie Aza. — Jestem zmęczony. Spotkajmy się tu jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz