wtorek, 6 sierpnia 2019

Od Szkła CD Kzeris

Z tego, co zdążyłem dostrzec i poczuć, zamknięty byłem w ciasnym pomieszczeniu. A być może nie było to wcale nawet pomieszczenie... zesztywniałą przez długie leżenie w jednej pozycji nogą  z całej siły kopnąłem w ścianę. Dał się słyszeć głuchy odgłos, charakterystyczny dla uderzenia w grubą warstwę metalu. To metalowe pudełko osłaniało z czterech stron moje rany i moje połyskujące teraz w ciemności oczy. Warknąłem cicho. Nie bolało, nie bardzo. Naprężyłem wszystkie mięśnie łap, by wstać, choć było to trudne w ciasnym, ciemnym miejscu, dodatkowo okaleczonym moralnie śliską nawierzchnią.
Co miałem zrobić? Walczyć? Nie było z kim. Uciekać? Nie było dokąd. Poddać się? Komu?
Mruknąłem coś na kształt cichej skargi, kładąc łeb na przednich łapach. Westchnąłem, przyglądając się otaczającym mnie, mocnym blachom. W zasadzie "przyjrzałem się" nie było dobrym słowem. Prawdopodobnie w ogóle nie było jednego, dobrego słowa na to wodzenie wzrokiem w ciemności po skrytym w mroku tym, co myślałem, że mógłbym zobaczyć przy jakimkolwiek świetle. Trudno opisać to uczucie, które mówiło, że nie wiedziałem nawet, na czym mógłbym wyostrzyć spojrzenie. Wytężałem wzrok, licząc na to, że dojrzę choć niewidoczną na pierwszy rzut oka szparę, dziurkę w metalu, przez którą dojrzę jakiś dowód na to, że przynajmniej nie oślepłem. Nic.
Wreszcie samochód, gdyż, jak się po chwili okazało, to nim przez cały czas jechaliśmy, zatrzymał się. Z zewnątrz zaczęły docierać do mnie coraz wyraźniejsze dźwięki, głosy ludzkie i psie, szczekanie i popiskiwanie. Zmarszczyłem brwi, czekając na kolejne wydarzenia. Zastanawiałem się, gdzie Kzeris. Wolałem przypuszczać, że leży teraz również w jakimś transporterze, gdzieś obok. Po prostu się nie słyszymy. Wokół chaotycznie mieszało się mnóstwo zapachów, z których część, zupełnie mi obca, tłumiła znajome wonie, w tym, ledwie odczuwalną woń mojej towarzyszki.
Nagle coś podniosło mnie i postawiło na ziemi. Wyraźnie dosłyszałem szelest trawy pod tym, na czym leżałem. Nie byłem pewny, czy lepiej siedzieć cicho, czy zawarczeć ostrzegawczo. To coś mogło przestraszyć się i ustąpić... co, co ja mówię. Przecież to muszą być ludzie.
- Kzeris - wreszcie nie wytrzymałem i powiedziałem cicho - jesteś tam? Jesteś... tu?
Przez chwilę na bezdechu czekałem na jakąkolwiek odpowiedź znajomego głosu.
- Jestem! - bardziej stłumiony i cichszy, niż wcześniej się spodziewałem. Spowodował, że jeszcze bardziej wytężyłem również słuch. Z tak wyostrzonymi zmysłami czekałem, co będzie dalej. Drgnąłem, gdy zaraz nad moją głową trzasnął zamek i nagle oślepiło mnie jasne światło dnia. Ktoś zarzucił mi coś na szyję i zaczął wyciągać z pudła. Zawarczałem. Miałem jeszcze dość siły, żeby się bronić. Nas bronić.

< Kzeris? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz