Ze zdziwieniem zauważył, że ze wszystkich stworzeń, których świadomość
udało mu się kiedyś przejąć, wyczuwał jedynie obecność Shino i bezimiennego
puszczyka. Może w takim razie powinien nazwać ptaka? Nic ciekawego nie
przychodziło mu do głowy.
Wystarczyło mu w zupełności to co potrafił. Mógł spędzać godziny w ciele
sowy, przysłuchując się rozmowom, zupełnie obcych wilków. Nie interesowały go
zwykle tematy tych rozmów, ale sama możliwość wydawała się ekscytująca. Shino
nalegał jednak na dalsze próby. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie niechęć
Vinysa do przejmowania kontroli nad innymi wilkami.
– To może ci kiedyś uratować życie – zapewniał lis, nerwowo krążąc po
jaskini. – Nie każę ci mordować w czyimś ciele i robić kryminalistów z
niewinnych mieszkańców tych terenów, ale na miłość boską, musisz mieć jakieś
możliwości. Vin położył po sobie uszy i zmarszczył brwi. Nie podobała mu się ta metafora, ale zrozumiał przekaz. Musiał znaleźć tylko nieszczęśnika, który posłuży mu do eksperymentów. Ojciec odpadał z wiadomych względów, a nerwów matki wolał już bardziej nie szargać. Nie znał wiele wilków, a część z nich darzył zbyt dużą sympatią. Zostawił jednak ten problem Vinysowi z przyszłości. Niech on się tym martwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz