Ponownie zabrałam się za ćwiczenie zwinności w powietrzu. Tym razem różne ewolucje wykonywałam bez punktów orientacyjnych, ot, bardziej na luzie. Mniej więcej w połowie treningu przyłączył się do mnie Niebooki. Tradycyjnie z wejściem smoka, śmigając mi nieoczekiwanie przed nosem. Trochę polataliśmy razem, prześcigając się w akrobacjach, kiedy do głowy wpadł mi niezły, przynajmniej w teorii, pomysł. Zniżyłam lot i zgrabnie wylądowałam na górskim zboczu. To samo uczynił demon.
Ustawiłam się w pozycji wyraźnie sugerującej atak. Z głuchym warknięciem rzuciłam się na istotę, aczkolwiek po chwili uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Stwór okazał się godnym przeciwnikiem. Siłowaliśmy się przez dłuższy moment, próbując przewrócić przeciwnika, po czym odskakiwaliśmy od siebie i krążyliśmy kilkanaście sekund, szykując się do kolejnego zwarcia. Ta "gra" trwała do momentu, w którym nie pokonałam otwarcie demona, sprawiając, że dotknął bokiem ziemi. Siedzieliśmy jeszcze chwilę, podziękowałam skinieniem głowy, po czym mój towarzysz odszedł. Trening mogę z całą pewnością uznać za udany.
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz