Azair już od dłuższego czasu czuł się słaby. Nie dawał swojemu ciału okazji do wykazania się, otępienie przejmowało jego organizm we władanie. Postanowił się temu przeciwstawić.
Z samego rana, od razu, gdy słońce wzeszło nad horyzont, aby oświetlić swoim blaskiem tereny Watahy Srebrnego Chabra, Aza wyszedł przed swoją jaskinię, poprzeciągał się nieco i rozgrzał, biegając dookoła paru drzew. Był gotowy na trening.
Postanowił najpierw zacząć od swojego ulubionego, jakże znajomego kamienia. Dawno temu, kiedy jeszcze trenował, przesuwał go, ćwicząc siłę.
Nieśpiesznym truchtem pobiegł do skały i odetchnął głęboko parę razy. Następnie przylgnął do kamienia grzbietem i, spinając wszystkie mięśnie, naparł na niego z całej siły. Oddychał ciężko, starając się go przesunąć choćby o parę centymetrów. Mocno odpychał się od ziemi łapami, ale kamień ani drgnął. Zapuścił się, nie ma co.
Spróbował jeszcze raz, tym razem inną techniką. Odszedł parę kroków od kamienia i z rozpędu uderzył w niego. Co prawda było to bolesne, ale skuteczne, bo skała przesunęła się nieco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz