wtorek, 13 października 2020

Od Wrony - "Impuls", cz. 7

Następne dni upłynęły nam spokojnie i powtarzalnie, rano śniadanie przyniesione skądś przez Mundurka, po południu kilka godzin ćwiczeń, w nocy wybieraliśmy się czasem na jakiś spacer.
Pomimo początkowych obaw, okazało się, że w zadowalającym tempie uczę się obsługi pistoletu. Odkąd po raz pierwszy udało mi się trafić w środek celu z pozycji "siedzącej", zabieraliśmy broń ze sobą.
Największy problem sprawiało mi odbezpieczanie. Musiałam wtedy chociaż na chwilę oprzeć o coś pistolet i z niemal chirurgiczną (o czym byłam przekonana) precyzją, wykonać łapą jeden, maleńki ruch. Element przeskakiwał, a widoczna na nim kropka zmieniała kolor.
- Zastanawiałaś się, kiedy chciałabyś wrócić do domu? - zapytał Mundus, gdy pewnej nocy wolno szliśmy po pokrytej kałużami kostce brukowej, środkiem jakiejś wąskiej uliczki. Przez chwilę milczałam.
- Chciałabym jeszcze coś załatwić.
- Co masz tu do załatwienia? - popatrzył na mnie podejrzliwie - o czym nie wiem?
- To nic... wielkiego, no. Ale pomożesz mi?
- Nie wiem nawet, w czym.
- Wybierzemy się jutro na północną część dzielnicy?
- Czego chcesz tam szukać? - zadał jeszcze jedno pytanie, a wyraz nieufności nie opuszczał przebijających się przez otaczającą nas ciemność ślepiów. Uśmiechnęłam się, z samozadowoleniem przymykając powieki.
- Słyszałeś o Insurauli?
- O czym?
- Insurauli. To szef gangu dzikich psów. Biegają po tej dzielnicy i...
- Czy to byli oni? Dlatego zniknęłaś na tak długo? - tym razem jego głos nabrał lodowatego tonu, jakiego nie słyszałam jeszcze przed momentem. Zawahałam się.
- No - umilkłam po tym prostym słowie.
- Co się dokładnie stało?
- Oni... zwabili mnie do siebie i zamknęli z innymi... ale uciekłam i... nic złego się nie stało, naprawdę! Tylko ten ich szef - mruknęłam - muszę się z nim policzyć. Po prostu.
- Po prostu?
- No... nie - przekrzywiłam głowę aż do przesady, czując nieprzyjemne wygięcie kręgosłupa - tam zostało jeszcze kilka zwierząt. Psy trzymają je w starych klatkach i zmuszają do walk.
- Do walk? Psy?
- Mhm.
- Myślałem, że zazwyczaj tylko ludzie robią takie rzeczy. Czego ta chora cywilizacja jeszcze nie wymyśli.
- Czyli zgadzasz się? Pójdziemy tam?
- Czy ja powiedziałem coś takiego? - znów popatrzył na mnie w sposób, przez który bez namysłu skuliłam się lekko, kładąc uszy po sobie.
- Hm - mruknęłam. Wypuściłam powietrze z płuc i wsłuchałam się w odgłosy nocy. Gdzieś z daleka dochodziło ciche szczekanie. Przejeżdżające ulicami samochody szumiały i terkotały. Nagle odeszły moje chęci na cokolwiek. Zamierzałam po prostu iść przez ciemność i nie zatrzymać się, dopóki nie wzejdzie słońce. Wlec się krok za krokiem, aż się zmęcz...
- W porządku. Pójdziemy - zatrzymał się i stanął naprzeciw mnie. Zaskoczona podniosłam głowę.
- Dziękuję - uniosłam kąciki pyska w najpiękniejszym uśmiechu, na jaki potrafiłam się zdobyć - jutro?
- Jeśli czujesz się na siłach, jutro.
Umilkłam, czując przypływ rozchodzącej się po ciele energii. Pomyślałam, że tak naprawdę, mogłabym pójść tam już dzisiaj. Po co czekać!
A jednak uzbierałam w trzewiach jeszcze trochę spokoju, dzięki któremu mogliśmy znów ruszyć przed siebie.
- Dlaczego uważasz, że ludzie robią takie rzeczy, a psy nie? - zapytałam nieśmiało, chcąc chociaż trochę rozładować napięcie.
- Może coś stało się za szybko - dreptał wpatrzony w naszą drogę, a po chwili zmarszczył brwi, jakby nad czymś się zamyślił. Mimowolnie dotrzymywałam mu kroku, nie odstępując nawet o centymetr - popatrz na ten świat. Jest zamknięty pomiędzy murami, przesiąknięty elektroniką, sztucznym światłem, szarością. Zepsutym pożywieniem podstawionym pod nos i kłopotami bez możliwości ucieczki. Żadne zwierzę nie jest w stu procentach przygotowane do takiego życia. Także w przypadku człowieka, o wiele na to za wcześnie. Być może to samo dzieje się z psami. Spójrz na wilki, na rodziny, więzi, jakie je łączą. Jak troszczą się o swoich potomków, jak wiernie spędzają ze sobą tak wiele lat. Jak bogaty jest ich język. A psy? Psy przez swoją relację z ludźmi i wejście do ich wynaturzonego świata, już dawno zostały wypchnięte poza ten porządek. W grupie psów liczy się przede wszystkim siła. Rodzina właściwie nie istnieje.
- Dziwne - zmarszczyłam brwi - przecież nie różnimy się od nich aż tak mocno.
- Nie? - Na chwilę zawiesił głos - cechy fizyczne mogą łączyć się z psychicznymi na bardzo różne sposoby, wiesz o tym?
- Cechy fizyczne - wolno przetwarzałam każde ze słów - co to za opowieść?
- Powiedzmy sobie... Biologia Kształtowania dwa tysiące dwadzieścia.
Choć nie patrzył już na mnie, ja wyraźnie dostrzegłam rozświetlający jego oczy, nagły błysk uśmiechu.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz