Ceres błagał nieznane mu siły, aby ocaliły go od zguby. Wiedział, jak bardzo wielkie niebezpieczeństwo idzie za wściekłym ojcem.
- Miejmy nadzieję, że nas tutaj nie znajdzie. - powiedziała cicho Alkestis. Basior spojrzał na nią.
- Nie masz co się bać. To nie ciebie chcą zatłuc za nieporozumienie. - odparł zerkając na ziemię, by upewnić się, że nikogo nie ma. Gdy nikogo nie zobaczył odetchnął z ulgą. Spojrzał na Alkestis. Wadera wydała mu się nieco zamyślona. Jego wzrok ponownie spoczął na ziemi, a następnie wrócił na swoje poprzednie miejsce. Starał się wydawać jak najmniej odgłosów.
- Kto by pomyślał, że będę robił za ptaka. - prychnął nieco niezadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Lepiej się chować na drzewie niż gdzieś w jeziorze.
- W sumie racja. - odparł. - Choć wizja liści pomiędzy piórami też mi nie odpowiada. - mruknął.
- Niestety musisz się poświecić. - powiedziała Alke zerkając na ziemię.
- Co w nią wstąpiło? - spytał Ceres. Wadera spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Nigdy nie myślała o tym bym kogoś znalazł, a teraz nagle bum.
- Czasem tak bywa. - odparła Alkestis. - miejmy nadzieję, że mój tata nie jest aż tak zdenerwowany. - powiedziała. Ceres westchnął. Nigdy by nie pomyślał, że będzie się ukrywał przed kimś na drzewie.
- Jak ja mam wytrzymać cały dzień tutaj?
- Miejmy nadzieję, że tylko dzień. - skomentowała. Ceres spojrzał na nią z uniesioną brwią.
- Co masz na myśli.
- Pakiemu może nie przejść do jutra.
- O losie... Obym dożył jutrzejszego dnia.
- Jest szansa, że dożyjesz. Gorzej ze zbliżającym się tygodniem. - odparła Alke.
- Pocieszające. - odparł mrużąc oczy. Oby wyszedł z tego cało.
<Alkestis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz