Po intensywnych dwóch dniach, bo mniej więcej tyle zajęło mi zrobienie porządku z umysłem Kary, musiałam znaleźć sobie jakieś lokum dla siebie. Nie wierzyłam, że kiedyś to się stanie, ale czułam że to miejsce będzie moim nowym domem. Miejmy nadzieje, że zostanie nim już do końca moich dni, bo nie ukrywam, że zmęczyło mnie zmienianie miejsca zamieszkania co kilka miesięcy. Tiska zgłosiła się jako ochotniczka do oprowadzenia mnie po terenach watahy. Co prawda byłam tu już kiedyś, ale nie wszystko wyglądało tak samo jak te dwa lata temu. Wadera dobrze znała tereny i wiedziała jakie dokładnie zwierzęta można było znaleźć w danym miejscu. W końcu jej pracą było polowanie, więc ta wiedza była jej niezbędna.
- W którym rejonie chciałabyś
mieć jaskinie? – spytała mnie wadera, gdy zakończyła oprowadzanie po terenach.
- Naprawdę mogę wybrać? –
spytałam zdziwiona. Zwykle dostawałam po prostu jaskinie, która była akurat wolna.
Parę razy musiałam spać na zewnątrz, chociaż miałam wrażenie, że w otoczeniu
kwiatów i trawy najlepiej mi się spało.
- Oczywiście, powinnaś żyć w
otoczeniu, które lubisz.
Uśmiechnęłam się szeroko, na co
wadera odpowiedziała tym samym. Po kilku chwilach rozmyślań wpadłam na pewien
pomysł.
- A mogłabym… - zaczęłam
nieśmiało. – nie mieszkać w jaskini? – wadera spojrzała na mnie wyrozumiale.
- No tak, oczywiście, że będziesz
wolała żyć na łonie natury. – zauważyła Tiska i zaśmiała się. – Szkło żyje ze
swoimi dziećmi na polanie, myślę, że ty także możesz sobie znaleźć takie
miejsce.
- Ale super! – krzyknęłam z
entuzjazmem, ale momentalnie się spłoszyłam. – Przepraszam, to takie
ekscytujące.
Wadera uśmiechnęła się pobłażliwie.
Wszystko układało się niesamowicie idealnie. Cieszyło mnie to, ale jednocześnie
czułam jakby zaraz miało się to zmienić. W końcu w moim życiu rzadko kiedy coś
tak dobrze się układało bez wielkiej kraksy na koniec. Tiska pomogła mi znaleźć
dogodne miejsce do spoczynku. Po kilku godzinach poszukiwań, znalazłyśmy
niewielki skrawek polany w pobliżu gór i polany życia. Pomimo iż las w tym
rejonie był bardzo gęsty, udało nam się znaleźć miejsce, które byłoby w stanie
zmieścić dosłownie kilka dorosłych wilków. Polana była dobrze oświetlona pomimo
bliskiej obecności drzew. W czasie deszczy mogłam skryć się wewnątrz lasu,
niedaleko miałam do świeżej pitnej wody a i do jaskini medycznej nie miałam
daleko. A no właśnie jeśli o tym mowa, to zostałam nową pomocnicą medyczki!
Razem z Yirem będziemy pomagać Etain w leczeniu, a ja aż nie mogłam się tego
doczekać. Chyba jeszcze nigdy nie czułam takiej ekscytacji i jednocześnie
wewnętrznego spokoju dołączając do watahy.
Towarzysząca mi od rana wadera,
opuściła mnie aby zając się swoimi sprawami. Moje łapy uginały się już pod
naporem ciała, błagając o odpoczynek. Umysł zresztą także go potrzebował.
Pomijam już fakt, że niespełna 24h temu prawie przeszłam na tamten świat.
Możliwe jednak, że było to potrzebne do pełnego wyzdrowienia Kary… Matka ziemia
miała dziwne sposoby zabierania i oddawania życia. Moje ciało i umysł za to
przyzwyczaiły się już do oddawania części siebie w trakcie leczenia. Tym razem
po prostu musiałam oddać odrobine więcej, aby zabieg w pełni się udał. Spoczęłam
w centrum swojej polanki, tworząc z ciała istną orbitę. Sen nadszedł bardzo
szybko.
- Floro! Floro obudź się! –
usłyszałam swoje imię jak przez mgłę. Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam w
oczy rudej wadery.
- Już? Ale tak krótko spałam… -
słońce chyliło się ku zachodowi co oznaczało, że spałam maksymalnie 3 godziny.
Kara spojrzała na mnie zdziwiona.
- Krótko? Śpisz już 2 dzień. Nie
chciałyśmy Cię budzić, żebyś się dobrze zregenerowała.
No cóż… to by tłumaczyło dlaczego
byłam tak potwornie głodna. Czułam tez nadal zmęczenie, jednak nie wiedziałam
czy nie czułam go przez zbyt długi sen.
- W każdym razie… Ogarniaj się
szybko, Magnus już poluje na kolacje dla Ciebie. Musisz jak najszybciej pojawić
się w jaskini medycznej, mamy przypadki jakiejś ospy w watasze.
Słowa Kary dotarły do nie dopiero
po kilku chwilach. Później na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech
zadowolenia, na który wadera skrzywiła się dziwnie.
- Przepraszam! – krzyknęłam zakłopotana.
– Po prostu cieszę się, że jestem potrzebna i mogę pomóc! W poprzednich watahach
raczej nic się nie działo i całymi dniami zbierałam zioła…
- No powiem ci… - zaczęła Kara i
uśmiechnęła się dziarsko – tutaj nie będziesz się nudzić.
Przed zachodem słońca byłam już w
jaskini medycznej. Razem ze mną przybyły dwie zmęczone i chore wadery. Na ich
świeżym, jeszcze prawie, że szczenięcym futrze widać było miejscami
poprzecierane miejsca na których występowała wysypka. Niektóre fragmenty były
aż w strupach, co mogło oznaczać, że wilczyce drapały mocno zakażone miejsca,
tym samym przenosząc chorobę na dalsze części swojego ciała. Etain po łokcie w
robocie ledwo zauważyła moje pojawienie się. A przynajmniej tak mi się
wydawało. Pierwszym co zrobiłam to było obejrzenie jednej z przybyłych wadera.
Z pierwszej rozmowy dowiedziałam się, że nazywała się Kali i niedawno skończyła
2 lata. Nie miałam styczności z pierwszym zarażonym, ale cały poranek spędziła
na wschodniej granicy gdzie też znaleziono drugą waderę która z nią przybyła. Wypytywałam
ją jeszcze o inne rzeczy, ale jej odpowiedzi były zdawkowe, a sama wadera
wydawała się wyjątkowo oszołomiona. Co chwila zakrywała się szalikiem, czy
raczej kominem, który zwisał na jej szyi. Kali była pierwszą zarażoną z naszej
watahy, co oznaczało, że zarażonych mogło przybywać coraz więcej.
- Co mam robić? – spytałam pełna nowej
energii, kiedy Etain miała krótką przerwę w sprawdzaniu chorych.
- Co dokładnie możesz zrobić z pomocą
swojej mocy? – spytała się Etain nie patrząc na mnie nawet. Szukała czegoś w
swoich narzędziach i ziołach, czym wydawała się niezwykle zaabsorbowana.
- Mogę przywrócić ich stan na
sprzed choroby. Nie jest to choroba nieuleczalna, więc jeśli nie zarażą się
ponownie to powinno to całkowicie zniwelować problem.
- No to na co czekasz? Im dłużej
nic nie robisz tym więcej zarażonych będzie. – powiedziała wadera dość ostro.
Speszyłam się trochę, ale nie czułam żeby wilczyca chciała mnie urazić. Pewnie
była zmęczona albo po prostu taki miała charakter.
- Oczywiście, ale – zaczęłam a
Etain spojrzała na mnie
- ale?
- No chodzi o to, że mogę wyleczyć
jednego wilka dziennie, z racji tego, że muszę zadziałać na całe ciało i dojść do
każdego ogniska choroby, to jest to bardzo wyczerpujące.
- No dobrze, jeden dziennie. To
już i tak coś. – momentalnie wróciła do swojej roboty.
- Dodatkowo nie mogę wyleczyć
tych dwóch wader co dzisiaj przybyły…
- A dlaczego? – Etain wydawała
się już trochę rozdrażniona
- Są zbyt młode, jeżeli przez
przypadek przywrócę ich ciało do okresu szczenięctwa, a na tak młodym ciele mam
najmniejszą kontrole nad swoją mocą, to mogą się zatrzymać w rozwoju i nigdy
nie wrócić do tego stanu w którym są teraz. – powiedziałam trochę smętnie. Tak
bardzo chciałam pomóc a wychodziło na to, że byłam prawie bezużyteczna.
Pozostało mi już tylko czekać na zadania od medyczki.
<Etain?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz