Świat zadziwiał nie każdego dnia. Znałem już każdy skrawek wyspy, przetrząsnęliśmy z Karou każdy krzak i nadal było nam mało. Byliśmy ciekawi co znajdowało się ca wielką wodą, ale żaden wilk z watahy nigdy nie robił takiej wyprawy. Dość szybko uzgodniliśmy, z zawsze towarzyszącą mi waderą, że jak tylko dorośniemy, to wybierzemy się za morze. Na razie jednak przez najbliższy rok musieliśmy znaleźć sobie zajęcie w watasze.
-
Chce mi się pić. – wyjęczała Kara, po treningu z polowania, który prowadził
Malfoy. – ale tak bardzo nie mam już siły by się ruszyć…
-
Ja podobnie, nie wiem jak Malfoy ma tyle siły.
-
Jest starszy i dużo trenuje. Jak tylko dorośniemy, na pewno go dogonimy i
pokonamy! – krzyknęła wadera i od razu skoczyła na równe nogi. – Dobra chodź do
strumienia, bo zaraz umrę z pragnienia.
Jęknąłem
boleśnie ale wstałem i ruszyłem za wilczycą. Strumień znajdował się niedaleko,
ale nasze zmęczone mięśnie odczuwały to jak wyprawę na drugi koniec wyspy.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce stało się coś dziwnego.
-
Nie ma wody. – powiedziałem patrząc na wyschniętą ziemię, w której widać było wyrzeźbioną
przez wodę ścieżkę.
-
Wyschła? – spytała Kara patrząc automatycznie na słońce, które mocno świeciło
nam w plecy. – Ale przecież w zeszłym tygodniu tak dużo padało.
-
Dziwne… chyba musimy iść do jeziorka. – powiedziałem i od razu skierowaliśmy
się w jego stronę. Adrenalina sprawiła, że mięśnie bolały już mniej. Dość
szybko dobiegliśmy do jednego z niewielu źródeł pitnej wody na wyspie. Zbiornik
był duży, ale był też praktycznie naszą jedyną nadzieją. W centrum lasu
znajdował się jeszcze wodospad z małym oczkiem, ale do niego mało kto się
zapuszczał. Po raz kolejny tego dnia spojrzeliśmy na całkowicie wyschnięty zbiornik
wodny. Nawet rośliny rosnące na dnie jeziora już uschły. Nie myśląc długo,
ruszyliśmy do alfy. Wokół jego polany zebrała się już dość spora gromada
wilków.
-
Dobrze, dobrze, wiem…. – zaczął mówić Laiser, alfa naszej watahy. Chwile
poczekał, aż krzyki i szmery ucichną. – Wiem doskonale jaką mamy sytuacje.
Jedyna co mogę na to poradzić to poprosić nasze bliźniaczki, żeby wydobywały
wodę z ziemi i porcjowały dla każdego z nas. Każdy dostanie tyle samo i bez
walki, bo tu chodzi o przeżycie nas wszystkich.
-
Wodospad w środku lasu też wysechł? – zapytałem, starając się wszystkich
przekrzyczeć.
-
Niestety tak…
Tłum
znowu zawrzał. I Laiser ponownie musiał wszystkich uspokajać.
-
DOŚĆ! – krzyknął w końcu używając swojej mocy, która mocno wiązała się z
dźwiękiem. Wszyscy zamilkli na nieoczekiwany wybuch alfy.
-
Jeśli się nie dostosujecie to możecie odejść, nie będzie dla was przydziału.
Jeśli jednak pomyślicie to zdacie sobie sprawę, że nie wiemy jak długo będziemy
musieli żyć w tej nowej sytuacji, a wody gruntowe nie są nieskończone.
Szepty
wokół członków watahy nie były już takie śmiałe. Nina i Mina, bliźniaczki
posiadające żywioł wody, wyszły przed szereg i rozpoczęły wydobywanie wody z
ziemi. Z pomocą alfy tłum podzielił się na dwa szeregi i każdy kolejno podchodził do Niny albo Miny. Sytuacja wydawała się kryzysowa, zwłaszcza, że
nie mieliśmy pojęcia ile to potrwa. Po dostaniu swojego przydziału, wróciliśmy
razem z Karą do naszych jaskiń. Ledwo co skończyliśmy rok, a życie już stawiało
nam wyzwania na drodze.
-
Myślisz, że to długo potrwa? – spytała Karou leżąc obok mnie na plaży.
-
Mam nadzieje, że nie… - szepnąłem i oparłem swój pysk o jej głowę, przytulając
waderę. Czasem zdawało mi się, że byliśmy już dorośli. Tak dużo czasu ze sobą
spędzaliśmy, że każdy już wiedział jaka będzie nasz przyszłość. Ślub,
szczeniaki, wspólne starzenie się i walka z przeciwnościami losu. Jak widać los
już zaczął nas testować. Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że kolejne testy będą lżejsze.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz